2.11.2013

[GTOP] Odrzucenie.

Muzyka: Jinusean - A-Yo

To właśnie odrzucenie boli najbardziej.
Przemoc, sprawa rozwodowa, wyprowadzka, nowe miejsce zamieszkania i szkoła - to sytuacje, które mnie przytłaczały. Jeśli mam być szczery, to byłem, jestem i już zapewne na zawsze pozostanę niechcianym dzieckiem. W końcu przyszłość była nie do przewidzenia. 
Matka wpadła. Zawsze mi powtarzała, że wszystkie problemy były przeze mnie. Nie rozumiałem jednak dlaczego, bo co ja niby takiego zrobiłem i czym zasłużyłem sobie na takowe traktowane? Nie moją winą było jej puszczanie się na lewo i prawo. Nie ja przyczyniłem się do jej znienawidzonej ciąży z facetem, którego po moich narodzinach namówiła na ślub. Frajer. Ja bym się tak nie dał wkręcić, ale to mi tylko pokazało, że był w niej szaleńczo zakochany. Miał nadzieję na szczęśliwą rodzinę, ale się przeliczył. Moja matka była nie do życia. Dziwka zawsze pozostanie dziwką, dlatego wiara w jakąkolwiek zmianę po moim urodzeniu nie wchodziła w grę. I wszystko się wydało, gdy ojciec nakrył ją na seksie z swoim najlepszym kumplem. Ah, te przyjaźnie... takie żałosne. Zażądał rozwodu i wtedy też pojawiły się kolejne problemy, ale dla świętego spokoju prawa rodzicielskie oddał matce, która w sądzie udawała niewiniątko i oczywiście dla efektu specjalnego namówiła swoje koleżanki do kłamstw odnośnie tego, jak cudowną kobietą ona nie była. Rzecz jasna, nic za darmo. Przez jej chore wybryki, przez tydzień nie mieliśmy co do garnka włożyć. Skończona idiotka. 
Moja rodzina się rozpadła, co obecnie nawet i raduje me jakoś jeszcze bijące serce. Nie chciałem przebywać w towarzystwie osób, które nie miały wobec mnie dobrych intencji. Zresztą rodzice do dnia dzisiejszego mają mnie w głębokim poważaniu, także myślę, że z takim nastawieniem wyszedłem na lepsze.
Późniejsze sytuacje zaliczają się raczej do tych normalnych, choć miała miejsce taka jedna, która na długo zapadła mi w pamięć. Spotkałem kogoś. Wydawało mi się, że pasowaliśmy do siebie idealnie, jakbym odnalazł brakujący puzzel. Nie ukrywajmy, ponownie się zawiodłem. 
Stałem przed drzwiami do swojego nowego mieszkania z głęboką nadzieją, że to był już ten ostatni raz, w którym musiałem wnosić walizki po kilometrowych schodach. Miałem dość przenoszenia się w coraz to nowsze miejsca, ponieważ mojej rodzicielce ciągle coś nie pasowało. Głównie chodziło o jej chore wymagania, że źli mężczyźni, mało pieniędzy, słabo wyposażone sklepy z ubraniami, za daleko do czegoś tam... myślałem, że jeszcze chwila i bym wąchał kwiatki od spodu. Przyjemniejsza wydawała się śmierć, niż przebywanie w jej jakże żałosnym towarzystwie. Co ciekawsze, nawet nie pomyślała o mnie. Miała gdzieś moje uczucia. Nie obchodziła jej nawet szkoła, do której się zapiszę i czy w ogóle miałem zamiar wypełnić durne papierki. Wystarczyło mnie zamknąć na dzień w pokoju bez jedzenia czy picia oraz telewizora lub nie wpuścić na noc do domu i zostawić na pastwę losu. Rozumiem, że miałem pełną swobodę w dokonywaniu wyborów i niejednemu bachorowi odpowiadałoby takie traktowane, ale ja takowym dzieciakiem nie byłem. Na jej nieszczęście, choć może i też moje, mój iloraz inteligencji był ponadprzeciętny, także nie miałem jakiś większych problemów z nauką. Potrafiłem myśleć samodzielnie, ale takie niszczenie psychiczne potrafiło nawet i mnie wykończyć. Ciężko było mi normalnie funkcjonować, gdy takowa kobieta dzień w dzień przebywała w tym samym pomieszczeniu, co ja. Można było dostać do głowy,
Jak zwykle, nie miałem przy sobie kluczy, a więc musiałem zaczekać, aż łaskawa pani się pośpieszy i w końcu otworzy mi cholerne drzwi do naszego i tak fatalnego mieszkania. Opierając się o betonową ścianę, obserwowałem jej obleśne migdalenie się z nowym facetem, którego również nie trawiłem. Był zbyt idealny i coś mi podpowiadało, że nie był wobec niej szczery. Nie sądziłem, że ktokolwiek by był, ale popełnianie ciągle tych samych błędów potrafiło doprowadzić do białej gorączki. Żałosne zachowanie.

- Mamo, kim jest ten pan?
- Nie interesuj się.
- Ale... mamo!
- Mówię coś do ciebie, gnojku! Wypierdalaj do swojego pokoju!

Niewyspany w końcu podniosłem te swoje cztery litery i powolnym krokiem skierowałem się w stronę łazienki, która, o dziwo, była otwarta. Umyłem pośpiesznie zęby, przemyłem twarz zimną wodą, niechlujnie poprawiłem fryzurę i wróciłem do swojej klitki się ubrać. Nim jednak zacząłem wybierać ciuchy, spojrzałem w stronę okna, chcąc cokolwiek dowiedzieć się odnośnie pogody. Jak na jesień, było całkiem przyzwoicie - nie lało, za zimno też nie było, co pokazywały mi stopnie na termometrze, który stał na parapecie. Nie zastanawiając się już dłużej, ubrałem potargane spodnie, białą koszulę, której to rękawy podwinąłem do łokci. Założyłem jeszcze kilka pieszczoch i bylem gotowy do wyjścia, choć czasu miałem jeszcze aż nadto. Posiedziałem więc chwilę w pokoju, nim z plecakiem zawieszonym na jednym ramieniu wyszedłem do kuchni się czegoś napić. Na moje nieszczęście matka siedziała przy stole i mamrotała coś pod nosem. Westchnąłem ciężko, czując ten nieprzyjemny smród, jakim było połączenie potu z alkoholem. 
- W-wody...
- Hm? - uniosłem głowę znad blatu. Matka miała półprzymknięte powieki i była blada, jak ściana. Z pewnością musiała przez całą noc wisieć nad kiblem, wołając mnie o pomoc. Aż się cicho zaśmiałem z genialnego pomysłu, jakim było spanie w słuchawkach. Święty spokój. Chwała Panu. - Sama sobie weź. 
- Taki z ciebie syn?! - krzyknęła, choć i tak mało co zrozumiałem przez jej głos, który ciężko było mi przyrównać do czegokolwiek. Zardzewiała wiertarka? Możliwe, lecz to jeszcze nie było tym, czym miało. Nieważne zresztą. 
- Najwyraźniej - oznajmiłem beznamiętnie i skierowałem się w stronę wyjścia z tego cuchnącego miejsca. 
Wyszedłem z mieszkania, mocno trzaskając przy tym drzwiami. I tak potrafiło być każdego ranka, co również wykańczało mnie nerwowo. Nie potrafiłem już wytrzymać i wszystko wokół traciło dla mnie sens. Nienawidziłem swojego życia.
Oczywiście, że wiele razy myślałem już nad tym, jakby to było zamieszkać gdzieś indziej, pójść na swoje, lecz to były nieco odległe plany. Ciężko było mi odłożyć na cokolwiek, gdy miałem tylko dorywczą pracę jako początkujący barman, który nie zarabiał kokosów. Musiałem nas utrzymywać, a marne alimenty, jak i pensja matki były przeznaczone tylko i wyłącznie na jej potrzeby w postaci alkoholu i dobrego seksu.
Rozejrzałem się dookoła i skręciłem w prawo, wchodząc na plac mojej nowej szkoły. Moim obowiązkiem było doniesienie dokumentów, o których zapomniałem poprzednim razem. Dlaczego zapisałem się do szkoły? Może nie wyglądałem, ale miałem naprawdę poważne plany odnośnie swojej przyszłości. Chciałem zostać kimś ważnym. Marzyło mi się pływanie w kasie, jak to robił Sknerus McKwacz - mój idol z dzieciństwa. Chciałem żyć w luksusie i niczym się nie przejmować. Nauka przychodziła mi łatwo. Nawet matma, która przez większość była uważana za samo zło, była dla mnie banalna. Zero problemów, same sukcesy, jeśli chodziło o życie w szkole, bo o te codzienne to cóż - szło mi dość marnie.
Zapukałem do drzwi pokoju dyrektora i wszedłem do środka. Przywitałem się z siedzącym za biurkiem facetem z brodą i przeszedłem do rzeczy, wyjmując pierw z plecaka, a później czarnej teczki brakujące dokumenty. 
- Dzwoniłem do pana w sprawie przeniesienia.
- Pamiętam - czułem jego wzrok na sobie, ale pozostałem niewzruszony. - Proszę, usiądź - gestem dłoni wskazał miejsce naprzeciw siebie, które oczywiście zająłem. Podałem mu koszulkę z dokumentami i rozsiadłem się nieco wygodniej. 
Dyskretnie rozejrzałem się po gabinecie, gdy dyrektor zagłębił się w lekturę tego, co mu przyniosłem. Beżowe ściany, szafki wypełnione jakimiś dyplomami, pucharami i innymi pierdołami dawały do zrozumienia, że to musiała być całkiem porządna szkoła. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ponieważ wybrałem tą najbliżej miejsca zamieszkania. 
- Masz całkiem niezłe wyniki - powiedział ze spokojem. Wtedy też spojrzałem na niego i wzruszyłem ramionami, gdyż doskonale o tym wiedziałem. - Możesz się już dziś rozejrzeć po szkole - dodał i odłożył plik kartek na bok stołu, a złączone ze sobą dłonie położył na biurku i przyjrzał mi się dokładniej. Nic nie mówiąc, wstałem i wyszedłem z gabinetu. Nieco się zdziwiłem, że nie przydzielił mnie jakiemuś nauczycielowi, ale to najwyraźniej był jakiś rodzaj testu bądź też brak kultury.
Westchnąłem głośno i włożyłem dłonie do kieszeń spodni. Akurat zadzwonił dzwonek, więc nieznacznie się uśmiechnąłem. W końcu mogłem zobaczyć bandę dzieciaków, z którymi miałem uczęszczać na zajęcia. Dupy były tutaj niezłe, ale bardziej zdziwił mnie fakt, że życie szkolne było takie na luzie. Uczniowie mieli swoje mundurki, a przynajmniej jego część - dziewczyny nosiły kraciaste, zielono-czarne spódniczki i swoje dodatki, a faceci czarne spodnie, jakąś koszulę i krawat z charakterystycznymi kolorami dla tej placówki. Nic nadzwyczajnego.
Nie zwróciłem większej uwagi na przepiękne niewiasty, które minęły mnie przed drzwiami jednej z sal, w której zapewne powinienem mieć zajęcia. Skąd jednak miałem wiedzieć, do jakiej to klasy zostałem przydzielony? 
Przerwa nie trwała długo, bo już po pięciu minutach zadzwonił kolejny dzwonek. Wzruszyłem bezradnie ramionami, zaraz też poprawiając plecak, który by to prawie wylądował na podłodze. Nie zdążyłem się dowiedzieć tego, co chciałem, lecz czego tak naprawdę oczekiwałem? 
Ze znudzenia zacząłem szukać łazienki, która, jak się później okazało, znajdowała się na końcu tego samego korytarza. Drzwi do niej były uchylone, także miałem zaszczyt usłyszeć fragment dość nieprzyjemnej dla mego ucha rozmowy. Nie chciałem angażować się w jakiekolwiek konflikty, ale nie miałem wyboru. Inaczej gryzłoby mnie sumienie, że nie pomogłem chłopakowi, który to znalazł się w potrzasku. Jednak ludzie... obciąganie w szkole? I to jeszcze z przymusu? Nie przesadzajmy. Istnieją od tego znacznie lepsze miejsca, a tutaj można było zostać złapanym przez nauczyciela czy nawet sprzątaczkę. Tym panom brakowało rozumu. 
Po chwili namysłu stwierdziłem, że moja gadka o sumieniu nie miała sensu. I tak miałem wywalone. Zniknąłem więc w jednej z kabin, nie zwracając nawet uwagi, czy któryś z nich mnie zauważył. Oparłem się o ścianę i choć nie chciałem, tak byłem zmuszony do słuchania tych żałosnych jęków niby to rozkoszy, niby rozpaczy. Obrzydlistwo. 
Kiedy odgłosy ucichły, odczekałem chwilę, po czym leniwym krokiem wyszedłem z pomieszczenia. Podszedłem do umywalek i umyłem ręce. Pozory musiały być. Ciszę zagłuszała jedynie woda, którą spłukiwałem dłonie. Ukradkiem zerknąłem w lustro i zobaczyłem, jak chłopak, który wcześniej dominował, stał oparty o parapet i bacznie mi się przyglądał. Wyglądało to tak, jakby na mnie czekał.
Wzruszyłem ramionami i zakręciłem kran. Otrzepałem dłonie o swoje spodnie i poprawiłem grzywkę, która co chwilę opadała mi na oczy. Jednak nie miałem zamiaru sięgnąć po nożyczki, by ją ściąć. Nie było takiej opcji. 
Chciałem już wyjść z tego śmierdzącego miejsca i pójść zobaczyć resztę szkoły, ale chłopak mi w tym przeszkodził.
- Już wychodzisz? 
- Nie można? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. W końcu kto pytał, ten nie błądził i prowadził podczas rozmowy. Łatwiej zapytać, niż odpowiedzieć.
- Oczywiście, że można - powiedział z przekonaniem i nim się spostrzegłem, stał już obok mnie. Był wyższy, a jego ciemne oczy przeszywały na wylot. Trochę dziwnie się poczułem.
- Sorry, ale muszę iść - powiedziałem i go ominąłem. Cholernie jechało od niego fajkami. 
- Dobrze, do zobaczenia później - uniosłem brew i trzasnąłem drzwiami. Ten facet był dziwny. Potrząsnąłem głową i poszedłem przed siebie, zwiedzając szkołę. Natknąłem się nawet na kilku wagarowiczów, z którymi trochę pogadałem i podowiadywałem się nowych rzeczy. Pierwsze wrażenie? Całkiem spoko.
Robotę skończyłem przed dwudziestą drugą. Udało mi się wyrwać wcześniej, dzięki czemu zdążyłem na autobus. Jak zwykle, matki w domu nie było. Nawet żadnego listu nie zostawiła. Nie powiedziała gdzie idzie, z kim i kiedy miała zamiar wrócić. Dobrze wiedziałem, że była dorosłą kobietą, w dodatku moją mamą, ale jak na swój wiek zachowywała się gorzej, niż dziecko. Brak odpowiedzialności. Nic ją nie obchodziło. Miała wszystko gdzieś. 
Rozpuściłem włosy i rzuciłem się na łóżko. Byłem zmęczony, ale cholernie się cieszyłem. Zbliżał się koniec miesiąca i już następnego dnia miałem dostać upragnioną wypłatę. Mimo, że się przeprowadziliśmy, pracy nie musiałem zmieniać. Miałem do niej nieco dalej, niż wcześniej, ale to akurat nie było dla mnie problemem. Nie chciałem znowu zaczynać od początku. Nie miałem nawet na to czasu. Kasa była mi potrzebna.
Nie wiedziałem, co robić. Nie potrafiłem zasnąć, a za oknem było już ciemno. Poleżałem jeszcze chwilę, ale kiedy po raz kolejny doszedłem do wniosku, że nie dam rady zasnąć, wstałem z łóżka i po zabraniu kurtki, wyszedłem z domu. Nie chciało mi się samemu siedzieć. Lubiłem towarzystwo, ale odkąd zacząłem się ciągle przeprowadzać, przestałem nawiązywać nowe znajomości. Na nic były mi one potrzebne, skoro po pół roku znowu musiałem się przenieść. Wolałem być samotny, niż powodem cierpienia mych najbliższych. To nie wchodziło w grę. Przynajmniej nie w taką.
Usłyszałem, jak ktoś kopnął puszkę. Zerknąłem do tyłu, a kiedy zobaczyłem za sobą gromadę facetów i ich spojrzenia na sobie, zatrzymałem się i odwróciłem.
- Wow - powiedział jeden. Spojrzałem na niego dziwnie. Był mniej więcej mojego wzrostu, ale o wiele grubszy. Co, jak co, ale jak na swój wiek i wzrost byłem zdecydowanie za chudy. Ktoś mi nawet powiedział, że gdybym miał jeszcze porządny biust, to mógłbym śmiało przypominać kobietę. Prawie w to uwierzyłem. 
- Ty jesteś tym nowym dzieciakiem? - spytał kolejny, przez co przeniosłem na niego wzrok. 
- A nawet jeśli, to co? - spytałem, wyjmując dłonie z kieszeni kurtki. 
- Mamy interes - powiedział następny. Dopiero po chwili zauważyłem, że było ich z pięciu. Jednak zamiast wymyślić jakąś drogę ucieczki, zacząłem się zastanawiać, co to za interes. - Seul to spore miasto, zresztą sam powinieneś o tym dobrze wiedzieć. Bogate mieszkania, ciuchy, auta, sporo kasy - zaczął wymieniać, przez co zacząłem wszystko rozumieć.
- Sorry, ale nie - oznajmiłem z przekonaniem.
- Nawet nie zaczęliśmy.
- Nie obchodzi mnie to.
- Słuchaj, młody.
- Przeszkadzacie mi.
- My tobie? - zakpił jeden z nich. Był najwyższy i to właśnie on próbował ze mną zrobić interes. Niestety, coś mu nie wyszło. Zaśmiał się. Niestety, na dobre mi jednak nie wyszła ta cała przepychanka słowna.
Przyłożyli mi. I to tak porządnie. Rozwalili nos, rozcięli wargę i brew. Skopali i zostawili pod bramą jakiegoś domu, pod którą półleżałem z dobrą godzinę. Może i potrafiłem się ruszyć, ale nie chciało mi się. Nie widziałem sensu w powrocie do domu. Matka by mi tylko dołożyła więcej siniaków. 
Po jakimś czasie siedzenia pod bramą, usłyszałem kroki i skądś znajomy mi głos. Uniosłem głowę i spod półprzymkniętych, zakrwawionych powiek spojrzałem na wysokiego chłopaka, który się przede mną zatrzymał. Przyjrzał mi się, po czym podał dłoń. Nie skorzystałem. 
- Nie potrzebuję twojej pomocy - syknąłem cicho, kiedy chciałem się podnieść. 
- Chyba jednak potrzebujesz - posłał mi uśmiech. Kiedy znowu nie skorzystałem z jego oferty pomocy, złapał mnie i podniósł do pionu. Przekląłem pod nosem, kiedy poczułem, jak zaczęło mi szumieć w głowie. - Ktoś się tu nabawił niezłych siniaków - zaśmiał się i poklepał mnie po obolałym ramieniu. Westchnąłem zrezygnowany i starłem z twarzy wciąż cieknącą krew. - Chodź - dodał nieco poważniej i pociągnął mnie za sobą. 
- Sorry ziomek, ale - wymamrotałem, nie dając rady skończyć swojej wypowiedzi. Towarzysz ponownie na mnie spojrzał i się nieco uśmiechnął. Ciężko było mi stwierdzić, czy to był uśmiech pogardy a może chorej satysfakcji, że mimo wszystko właśnie teraz byłem od niego zależy. Właśnie teraz.
O dziwo, nie skomentował moich słów. Dumnie użyczał swojego ramienia, mocno trzymając mnie w pasie, bym jakoś mógł dotrzeć do jego mieszkania. Przynajmniej tak mi się zdawało.
Chwilę później znaleźliśmy się przed zaniedbanym blokiem. Nawet nie dał mi zaprotestować, wciąż pomagając, gdy napotkałem się z kolejnym problemem, jakim były schody. Przez zawroty głowy nie potrafiłem samodzielnie dostać się na trzecie piętro. 
- Powiesz mi, co się wydarzyło? - spytał mniej kpiąco, gdy przekręcił klucz. Postanowiłem nie odpowiadać z oczywistego powodu. Nie chciałem interwencji. Byłem samowystarczalny. Przynajmniej tak właśnie sobie wmawiałem, bo gdy postanowiłem w końcu wejść do mieszkania chłopaka, poczułem się jakoś inaczej. Zaniedbany z zewnątrz budynek nie świadczył o burdelu w jego pokojach. W dodatku te rodzinne obrazy, które zdobiły brązowe ściany korytarza, wywołały na mojej twarzy znikomy uśmiech. Wywnioskowałem, że to była jego rodzina. 
- Usiądź - polecił uczeń jednego z lepszych liceów w mieście, pomagając mi zająć miejsce na miękkim, odzianym w czarną pościel łóżku. Podziękowałem skinieniem głowy i tym razem rozejrzałem się po plakatach. Słuchał cięższej muzyki, nie przepadał za polityką i chyba miał wywalone na kobiety. 
Nim się spostrzegłem, poczułem mokry wacik na swoim czole. Sekundę później zaciągnąłem się spirytusem, który chcąc nie chcąc dotarł do mych nozdrzy. 
- Dlaczego? - zapytałem krótko, wciąż cicho, nie mając ochoty na rozmowy. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzałem poznać powodu, dla którego została mi udzielona pomoc. Najwidoczniej do tego nie przywykłem. 
Nie pamiętam, czy odpowiedział. Musiałem odpłynąć i następnego dnia obudzić się już w swoim łóżku, czego do teraz nie potrafię wytłumaczyć. 
Minęło kilka dni, nim ponownie pojawiłem się w szkole. Czułem się nieco dziwnie, bo chłopak, którego imienia nie poznałem, wydawał się być coraz bardziej w porządku. Pomagał mi z chodzeniem, podawał jedzenie do stołu, wcześniej nabierając je na tacę przy ladzie. Udawałem obojętnego, nie chcąc nawiązywać nowych znajomości. Nie chciałem znów cierpieć. Wolałem być sam i co więcej, ta sytuacja w toalecie z pierwszego dnia w szkole wciąż nie dawała mi spokoju. Dodam, że nie potrafiłem zasnąć. Ciągle myślałem i zastanawiałem nad tym, co się wydarzyło.
Wróciłem do starego hobby. Powróciłem do rapu i zacząłem się czuć coraz lepiej. Nie myślałem już o potworze, który czekał na mnie w domu, który tylko mnie poniżał i pokazywał, że jestem nikim. Wciąż jednak nie miałem odwagi poznać nowych ludzi mimo, że Seunghyun próbował mnie do tego przekonać. I tak, właśnie tak nazywał się mój wybawiciel - Choi Seunghyun. Nie zdradzę, jak poznałem jego imię. Nie chcę się jeszcze bardziej pogrążyć. Ale powiem, że czułem się przy nim bezpiecznie. 
Rozmawialiśmy głównie o mnie, w jego mieszkaniu, kawiarni i bibliotece. Razem się uczyliśmy, chodziliśmy do kina i na wystawy. Choi potrafił mnie obronić przed wszystkim i był przy mnie zawsze, gdy tego potrzebowałem. Byłem bezpieczny. Przestawałem być obojętny. I stało się coś, czego się nie spodziewałem. Męczy mnie to do dnia dzisiejszego. 
Nie wiedziałem, co miałem zrobić ze swoim życiem, bo niby wszystko było już w porządku, a jednak wciąż mi czegoś brakowało. Długo nie wiedziałem czego, ale po kilku tygodniach rozłąki z starszym chłopakiem w końcu zrozumiałem, co to było. Teraz nie jest mi to wstanie nawet przejść przez gardło. Próbowałem, ale nie potrafiłem. 
Po kolejnym, wręcz nudnym dniu w szkole, jak zwykle, wróciłem do domu. Jakie to było moje zdziwienie, gdy przed jego drzwiami znalazłem czerwoną kopertę z listem. Uniosłem brew, gdy przeczytałem dane nadawcy. Przełknąłem ślinę i chwilę mi zajęło wejście na górę, do swojego pokoju. Choć jeszcze wtedy nie przeczytałem listu. Nie wiedziałem, co powinienem postąpić, bo się po prostu nie potrafiłem na tym skoncentrować. Mogłem przeczytać i dowiedzieć się, czego chciał ode mnie ojczulek, który sobie nagle o mnie przypomniał. Ale Seunghyun był ważniejszy. Zacząłem chodzić po pokoju i rozmyślać. 
Nieco się przestraszyłem, gdy usłyszałem trzask w okno. To był on. To był Seunghyun. Wręcz podskoczyłem do okna, by je otworzyć i go wpuścić. Oczywiście, że tak robił. Nie chciał konfrontacji z moją rodzicielką, która z każdym dniem robiła się coraz mniej znośna. Nie potrafiłem z nią wytrzymać. 
Przywitał się ze mną, czochrając włosy, jak to miał w zwyczaju. Westchnąłem i usiadłem obok niego na łóżku. Gdy zapytał mnie o kopertę, nie odpowiedziałem. Wtedy zaczął mi opowiadać swoją historię, która mu się ostatnio przydarzyła. Wsłuchałem się tak, jakby opowiadał bajkę. Był w tym naprawdę dobry. Nie sądziłem, że aż tak dobry, wręcz niesamowity. 
Po jego historii, nabrałem odwagi do powiedzenia czegoś, co tak długo siedziało mi w gardle, co tak bardzo mnie dusiło. Moja duma nie była wtedy najważniejsza, bo to właśnie on, Choi Seunghyun, był w centrum uwagi. Musiałem się w końcu dowiedzieć, czy te uczucie było prawdziwe. Po prostu musiałem wiedzieć i przestać się dłużej męczyć. I gdy już otwierałem usta, ten sięgnął po kopertę. Dziękuję ci, kimkolwiek jesteś, że do tego doprowadziłeś. Uratowałeś mi tym życie i sprawiłeś, że powróciłem do normalności. Przestałem być naiwny i wrażliwy na słowa Seunghyuna. Ale to nie za sprawą tego, co było w kopercie.
Postanowiłem skorzystać z propozycji i wyjechać do Nowego Jorku. To właśnie tam mieszkał mój ojciec, który obiecał mi nowy start. Wysłał bilet, grube pieniądze i dokładny adres, pod którym powinienem się udać po przyjeździe. I zrobiłem to. Odważyłem się i postawiłem na lepsze życie, daleko od chorej psychicznie matki. I do tego wszystkiego namówiła mnie osoba, w której się zadurzyłem. 
Zapukałem do drzwi. Poprawiłem torbę na ramieniu i odetchnąłem, stojąc przed ogromną posiadłością miliardera. Jakie było moje zdziwienie, gdy ujrzałem staruszka w dobrze skrojonym garniturze. Przywitał mnie, odebrał bagaże i zaprowadził do pokoju, w którym miał na mnie czekać ojciec. Nie ukrywałem, że czułem się zagubiony. Byłem też wściekły, że przez tyle lat męczyłem się w burdelu, gdy on, mój własny ojciec, mieszkał w takich luksusach. Postanowiłem to jednak zostawić za sobą. Musiałem to ogarnąć i jakoś namówić ojca, by i pomógł Seunghyunowi. Chciałem, by też się tutaj przeprowadził, byśmy w końcu byli razem. 
Myślałem, że miałem zawał. Nabrałem głęboko powietrza i wkroczyłem w głąb salonu. Nie zadałem durnego pytania o obecność chłopaka w białych włosach, o Seughyuna rzecz jasna. Siedział sobie przy kominku, popijając zapewne jakieś drogie whisky. Mimo, że moje serce biło, jak szalone, postanowiłem jednak pozostać obojętnym. W końcu byłem na tyle inteligentny, że zacząłem coś przeczuwać. 
Za drugich drzwi wyszedł ojciec. Przywitał się ze mną uściskiem dłoni i wskazał miejsce tuż obok osoby, która zawładnęła moim sercem. Do teraz nie potrafię zrozumieć, jak to się stało, że wybrałem mężczyznę, a nie kobietę. Byłem kiepski w okazywaniu uczuć, ale żeby aż tak komplikować mi życie? Popieprzone. A jeszcze bardziej było popieprzone to, że zakochałem się w własnym bracie. Choi Seunghyun okazał się był moim rodzeństwem tyle, że z innej matki. 
Przez długi okres czasu nie potrafiłem tego pojąć. Nie zwracałem nawet uwagi na ojca, bo wciąż byłem zapatrzony w brata, jak w najświętszy posąg. Próbowałem znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, ale z każdym dniem było coraz gorzej. Przestałem sobie radzić, a moje serce sprawiało coraz więcej problemów. Starałem się sobie wmówić, że to braterska miłość, że się pomyliłem, ale... nie potrafię sobie wmówić kłamstw. Nigdy nie potrafiłem, bo nienawidziłem oszustów. Tak cholernie się nimi brzydziłem, że pewnego dnia nie potrafiłem spojrzeć na siebie w lustrze. Okłamywałem samego siebie i w tym Seunghyuna. Nie powiedziałem mu o swoim uczuciu, postanawiając go zakopać głęboko w sobie i nie pozwolić na wyjawienie prawdy. Starałem się zachowywać, jak dawniej, jednocześnie korzystając z praktyk w firmie ojca. Miałem zostać dyrektorem do spraw finansowych, ale wcześniej księgowym, co by nie było, że miałem łatwiej w życiu. Musiałem zapracować na swoje, do czego pretensji nie mam. Akurat takie podejście bardzo mi odpowiadało, bo mogłem w ten sposób udowodnić swoją wiedzę i umiejętności. Byłem zajebisty z matematyki i miałem to zamiar wykorzystać w swojej niedalekiej przyszłości. Poszedłem na studia matematyczne i jakoś tak z czasem zacząłem pojmować prawdziwy sens życia.
Nigdy nie powiedziałem o tym, co czułem. Grałem wybitnego syna, świetnego brata, tego młodszego, choć jednak lepszego i bawiłem się przy tym świetnie. Oby tak dalej. 

8 komentarzy:

  1. KOCHAMCIĘKOCHAMCIĘKOCHAMCIĘKOCHAMCIĘ <333333333333333 Boże, taki zacn shot *__________* Pomysł świetny, kocham Twoje pomysły, jak już sama wiesz :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Blackey ~
    i GT.O.P, czyli to co uwielbiam, szczególnie u ciebie ;p
    Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale dzięki temu wszystko było jeszcze bardziej ciekawsze. Podobało mi się to, że na samym początku nie było wiadomo, do kogo właściwie na osobówka należy; ja skłaniałam się bardziej ku Seunghyunowi, ale Jiyong też może być <3
    Samo zdjęcie do tego jest boskie. Uwielbiam GD w tych włosach *.*
    Mam nadzieję, że niedługo wstawisz coś równie genialnego!
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  3. Woaaaaaah~ *o*
    To. Jest. Zarąbiste. *-*
    Takie zacne :D I... i... i w ogóle takie adkjdcdjsbvhbvn *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Bałam się tego czytać, bo po prześledzeniu kilku linijek stwierdziłam, że to też trochę o mnie. Z jednym małym wyjątkiem - trafiłam na cudowną rodzinę :) Nie lubię powracać do tego myślami, ale przecież Twoje opowiadanie jest o GTOP'ie, więc co mi szkodzi.
    Zawsze podoba mi się u Ciebie taki lekki styl pisania, przez co łatwo się zagłębić w historię. Trochę skomplikowane powiązanie tych wszystkich więzi, no i dlaczego ojciec chłopaków nie był zły na Seunghyuna za zrobienie dziecka jego żonie? :D
    Ale przyznam, że historyjka boska! Z pozoru taki "cichy" wstęp, a potem *BUM*
    Nie mogłam sobie wyobrazić tych dwóch w jednym łóżku przez długi czas, ale dzięki Tobie trochę bardziej przekonałam się do tego pairingu :D
    Naprawdę mi się podobało! SO SOSYAL! Hwaiting Blackey~

    OdpowiedzUsuń
  5. Końcówka mnie zabiła. o.O Co jak co, ale tego to na pewno się nie spodziewałam.. Po pierwsze myślałam, że to będzie shounen-ai ze słodkim, szczęśliwym zakończeniem., że im się uda, a ty poszłaś w całkowicie innym kierunku. Jakże brutalnym w pewnym sensie. Bardzo fajne jest to, że zakończenie jest otwarte, dzięki temu czytelnik może w świecie swoich fantazji stworzyć swoje własne zakończenie historii :D a z drugiej strony czuję niedosyt i mam ochotę przeczytać o nich więcej. Uważam że przy końcówce wszystko trochę za szybko się potoczyło. Tak nagle. Oneshot naprawdę dobry, ale zdecydowanie to nie jest lekka historia na deszczowy jesienny wieczór, mimo tego naprawdę cieszę się że to przeczytałam. ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Zakocham się jeszcze mocniej... Na Anioła, nareszcie ktoś, kto pisze moje ukochane GTOPy i to jeszcze w tak idealny sposób! Wcześniejsze trochę mnie przytłoczyły niespecjalnie szczęśliwymi zakończeniami, a i jakichś w ogóle nie było, przez co rozpaczałam... Ale zapowiedzi podtrzymują mnie na duchu, tak więc czekam na więcej!

    ~ Sarasil

    OdpowiedzUsuń
  7. Waaaa @.@' W końcu mam czas, by coś u Ciebie skomentować. Błagam, udostępnij mi trochę wolnego czasu, ok? D:
    Dobra, wracając do one-shota:
    Jesteś genialna. Boże, po raz pierwszy tak mocno wczułam się, czytając jakiś GTOP (którego jedynie czytam u Ciebie, bo mówiąc szczerze masz jedne z lepszych opowiadań o nich. Mama jest dumna *:)
    Muszę powiedzieć jedno: Naprawdę poprawił Ci się styl pisania, porównując do tego, co Ci kiedyś betowałam. Serio. Jestem pod mega wrażeniem.
    Wiem, że może ostatnio nie mam w ogóle czasu, by cokolwiek Ci sprawdzić, ale jak tylko coś nowego napiszesz, to będę niecierpliwie czekać i wybacz mi, że nie nadaję się na betę ;__;'
    Gratuluję wspaniałej pracy, która dała mi ogromną masę feelsów.

    Krisus. c:

    OdpowiedzUsuń
  8. WOOOOW!!! ;; Tyle emocji... Na dobrą sprawę nie jestem w stanie się składnie wypowiedzieć, bo jeszcze targają mną uczucia...
    Jednym zdaniem - tak ZACNEGO one shot`u to jeszcze nie czytałem. (y)

    ~Daeś.

    OdpowiedzUsuń

Moderowanie komentarzy zostało wyłączone.

Tworzę dla siebie, ale publikuję dla zainteresowanych.
Drogi czytelniku, jeśli przeczytałeś, pozostaw swoją opinię, która nie tylko połechta me ego, ale i ułatwi pracę nad innymi dziełami. Dobrze jest widzieć sens prowadzenia bloga.