6.07.2013

[BTS, 1/6] Marzenia.



Kiedy skończyłem pięć lat, razem z rodzicami i starszym o sześć lat bratem wyjechałem do Francji, gdzie ojciec znalazł sobie całkiem niezłą robotę. Szczerze? Nawet nie pamiętam, czy chciałem wtedy wyjeżdżać. Zresztą nie miałem nawet na to wpływu. W końcu wtedy ledwo dosięgałem załącznika światła. Dopiero, jak podstawiłem sobie krzesło i się na nie wspiąłem spokojnie mogłem oświecić lampę, kiedy rodzice sobie smacznie spali w pokoju obok.
Do szkoły zacząłem chodzić w wieku siedmiu lat. Normalka, czyż nie? Z nauką nie miałem większego problemu, ale to chyba dlatego, że braciszek we wszystkim mi pomagał. Poświęcał mi swój cenny czas, żebym wszystko dobrze zrozumiał. Na początku się z tego cieszyłem, ale z czasem zaczęło mnie to już po prostu denerwować. W końcu to wszystko wpływało na opinię rodziców. Według nich, to właśnie ja byłem tym gorszym synem. Swoje nadzieje pokładali w moim bracie, a ja byłem zawsze w jego cieniu. Czy tego chciałem? Oczywiście, że nie. Starałem się, żeby choć raz mnie za coś pochwalili, ale mimo swoich starań i tak wychodziłem na skończonego idiotę, który za wszelką cenę chciał zaimponować. Jednak najgorsze było to, że nie wiedziałem, co chciałem robić w życiu. Starałem się jakoś odnaleźć swoje pasje i połączyć je z przyszłością, ale nie potrafiłem. Rok później niektóre sytuacje się zmieniły.
Kończąc dziesięć lat, dostrzegłem w sobie coś, czego nie miał mój brat. Na początku wydawało mi się to dziwne, ale po pewnym czasie i w ostateczności postanowiłem zrobić coś w tym kierunku. Miałem nadzieję, że dzięki temu rodzice zwrócą na mnie uwagę. Nie wiedziałem jednak, że sytuacje potoczą się inaczej, niż chciałem.
Siedziałem na lekcji i czekałem aż nauczycielka rozda nam ostatnie prace klasowe. Temat był pewnie trochę za dojrzały, jak na nasz wiek, ale z drugiej strony była to świetna i luźna lekcja. Mieliśmy napisać wypracowanie o tym, jak wyobrażaliśmy sobie siebie za te dziesięć, dwadzieścia lat. Cóż... na początku nie wiedziałem od czego zacząć, ale postanowiłem wspomnieć o muzyce i swojej przyszłej karierze wokalnej. Nie zajęło mi to dużo miejsca, bo z jakieś trzy czwarte strony. W porównaniu do innych prac, moja była najkrótsza. Dziewczyny najczęściej opisywały swoją przyszłość z aktorstwem i potrafiły się rozpisać na dwie, trzy kartki. Chłopcy zaś wspominali o samochodach i komputerach. Typowe, jak na dzieciaki w tym wieku. Niestety, w ten sposób moja praca na tle innych nieźle się wyróżniała. Nie dość, że była krótka, to jeszcze na zupełnie inny temat. Na początku byłem święcie przekonany, że to właśnie taką małą rzeczą uda mi się zwrócić na siebie uwagę rodziców. Tak też było, jednak z tej negatywnej strony. To właśnie braciszek był ze mnie dumny, a rodzice zaczęli prawić mi kazania. Mówili, że nie powinienem się tak wyróżniać i żyć, żeby nie wpakować się w niepotrzebne kłopoty. Załamałem się.
Przez kilka dni nie chodziłem w ogóle do szkoły. Nawet nie potrafiłem wyjść z pokoju. Leżałem skulony na łóżku i zastanawiałem się nad swoim życiem. Zbyt mocno przejąłem się opinią rodziców, że już sam nie wiedziałem, co było dla mnie ważne. Nie chciałem udawać, że nic mi nie było i czułem się dobrze. Nie lubiłem kłamać, więc oszukiwanie nie wchodziło w rachubę. Mimo wszystko spełniło się moje jedno marzenie, bo tym wszystkim zwróciłem na siebie upragnioną uwagę. Każdego wieczoru do mojego pokoju wchodził ojciec i siadając na brzegu łóżka, bokiem do mnie, zaczął prowadzić swój dłużący się godzinami monolog. Co zrobiłem, że jeszcze nie ześwirowałem? Słuchawki i muzyka. Dzięki temu w ogóle go nie słyszałem.
Któregoś z kolei dnia do pokoju wszedł mój braciszek. Mimo, że był po mojej stronie, nie chciałem go słuchać. Lekko się podnosząc, pochyliłem się nad stolikiem, chcąc zabrać telefon z podłączonymi już słuchawkami, ale on był szybszy. Złapał moją rękę i siadając na łóżku, westchnął przeciągle. Przez chwilę między nami panowała cisza, która zaczęła mnie powoli denerwować. Co, jak co, ale nie byłem, nie jestem i pewnie już nigdy nie będę cierpliwym człowiekiem. Nie lubiłem czekać. Wolałem mieć wszystko od razu. Byłem zupełnie inny, niż reszta moich rówieśników.
Minęła dobra godzina zanim braciszek zostawił mnie samego z szerokim uśmiechem na twarzy. Przed zamknięciem drzwi usłyszałem jeszcze stanowcze i pewnie standardowe pytanie ojca, na które brat oczywiście nie odpowiedział. Obaj za nim nie przepadaliśmy. Mieliśmy go dość i aż się dziwiłem, że matka potrafiła z nim tyle wytrzymać. Jednak wciąż nie umiałem zrozumieć, dlaczego Daeil tak się zachowywał. Czy on rzeczywiście był po mojej stronie? Przez ten cały czas próbował dać mi to do zrozumienia, ale jakoś ciągle miałem do tego pewne wątpliwości. Czy powinienem? Na początku myślałem, że tak, ale z czasem zacząłem myśleć inaczej. Daeil był moim bratem, więc nie miał wobec mnie żadnych i tylko dla niego korzystnych planów. Od małego mi pomagał i tego dnia też chciał.
Odwróciłem się na drugi bok i zerknąłem na elektroniczny, leżący na szafce nocnej zegarek. Było po drugiej w nocy, a ja wciąż nie potrafiłem zasnąć. Nie miałem koszmarów, po prostu nie czułem potrzeby zaśnięcia. W szczególności, jak kolejnym dniem miała być wolna i słoneczna sobota. Mógłbym sobie spokojnie pospać do tej dwunastej, ale nie potrafiłem.
Podniosłem się do siadu, zrzuciłem z siebie kołdrę i wstałem z łóżka, które cicho zaskrzypiało. Westchnąłem, robiąc kilka kroków w stronę drzwi i po omacku zacząłem szukać ich klamki. Kiedy już mi się udało ją złapać, powoli wychyliłem za nich głowę, chcąc zobaczyć, czy nie było nikogo w przedpokoju. Po upewnieniu się, że nikt mnie nie zobaczy, postanowiłem, że pójdę do kuchni się czegoś napić. Gdy byłem coraz bliżej celu, odgłosy z danego pomieszczenia robiły się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Stojąc przy lekko uchylonych drzwiach, zacząłem przysłuchiwać się rozmowie rodziców i... Daeila, który uparcie do czegoś dążył. Jak się później okazało, chodziło o mnie i moją przyszłość. Mówił, że naprawdę jestem dobry w tym, co robię i że powinni mi dać szansę. On naprawdę we mnie wierzył i chciał dla mnie jak najlepiej.
Przełknąłem cicho ślinę, kiedy usłyszałem mocne uderzenie pięści w blat stołu i szuranie krzeseł. Mimowolnie odsunąłem się od drzwi i schowałem w kąt pomieszczenia, nie chcąc żeby mnie zobaczyli. Nie miałem zamiaru mieć kolejnych kłopotów, a znając ojca, wymyśliłby mi surową karę, której naprawdę nikt by nie chciał.
Zauważając, jak braciszek cały poddenerwowany wychodzi z kuchni i kieruje się w stronę naszych pokoi, jeszcze bardziej się skuliłem. Trochę się wystraszyłem, bo jeszcze w takim stanie go nie widziałem. Wiadomo, przy mnie był zawsze uśmiechnięty od ucha do ucha, więc trudno było mi wtedy zrozumieć jego zachowanie.
Odczekałem chwilę, po czym powoli wstając, zerknąłem w stronę kuchni, w której wciąż byli rodzice. Ojciec podpierał blat, a matka stała tuż obok niego i parzyła kawę. Między nimi panowała grobowa cisza, co mnie jeszcze bardziej przeraziło. Wtedy marzyłem już tylko o swoim ciepłym, miękkim łóżku i spokojnym zaśnięciu. Niestety, nawet tak błahe życzenie nie spełniło się od razu, bo kiedy znalazłem się w swoim pokoju, drgnąłem widząc siedzącego na moim łóżku Daeila. Czego chciał? Pogadać i przedstawić swój punkt widzenia. Na początku się zawahałem, ale w końcu usiadłem obok niego i zacząłem uważnie słuchać. Od tamtej nocy tak bardzo się ze sobą zżyliśmy, że nawet nie potrafiłem sobie wtedy wyobrazić życia bez niego. W końcu... był moim wzorem do naśladowania.
Przez kolejne dwa lata żyło mi się całkiem dobrze. Miałem znakomite wyniki w nauce, dzięki czemu rodzice byli ze mnie naprawdę dumni. Braciszek powtarzał ze mną materiały i dawał rady, jak dobrze i skutecznie ściągać na sprawdzianach czy po prostu zwykłych kartkówkach i odpowiedziach ustnych. Z rodzicami ustaliłem, że jak na razie odpuszczę sobie marzenie o zostaniu zawodowym wokalistą. Oczywiście, to tylko tak dla ściemy, bo z dnia na dzień miałem coraz lepszą wprawę w rapowaniu. Moimi prywatnymi nauczycielami byli kumple Daeila i zresztą on sam. Ćwiczyliśmy po kryjomu, bo nie chcieliśmy, żeby niechciane osoby się o tym dowiedziały i odkryły nasz tajny plan. Wiadomo, bawiliśmy się, jak małe i dziesięcioletnie dzieciaki, co naprawdę polubiłem. Daeil nie był dla mnie już tylko bratem, a wiernym przyjacielem, któremu mogłem powierzyć wszystkie swoje sekrety. To właśnie on pomógł mi z moją pierwszą i nieostatnią dziewczyną: na początku poderwać, a potem rzucić. To nie był czas na stały związek i braciszek bardzo dobrze mi to uświadomił. Mówiąc ogólniej, świetnie się bawiłem, a każdy dzień był przepełniony dużą dawką humoru.
Mając trzynaście lat, wraz z pełnoletnim już bratem, przeprowadziłem się z powrotem do Seulu, gdzie od razu zostałem zapisany do szkoły muzycznej. Widać, że braciszkowi na mnie zależało, bo już po tygodniu pojawiłem się na pierwszych zajęciach. W między czasie chodziłem normalnie do szkoły, żeby pogłębiać swoją wiedzę naukową, która - jak mawiał Daeil - będzie mi w życiu niezbędna. Na początku trochę trudno było mi się przyzwyczaić do nowego otoczenia mimo, że właśnie tu, w Korei, się urodziłem. Wraz z wiekiem moje nastawienie do tego wszystkiego się zmieniło. Z rodzicami w ogóle się nie spotykałem, bo dali mi jasno do zrozumienia, że nie chcą mnie widzieć. Dodali również, że jeśli wybrałem brata, to mam się go teraz trzymać i do nich w ogóle nie dzwonić. Mi to pasowało. W końcu nie musiałem żyć pod czyjeś dyktando i świadomie mogłem podejmować niektóre decyzje.
Siedem lat później, dwunastego września skończyłem dwadzieścia lat i po raz pierwszy wystąpiłem na scenie, jako Rap Monster. Do dnia dzisiejszego jestem liderem i głównym raperem zespołu BTS, znanego również jako Bangtan Boys. Miewam się świetnie. Mam wszystko: bogatą i nowocześnie wyposażoną chatę, duże i wygodne łóżko, sporo kasy - można powiedzieć, że na nich śpię, wspaniałych i wiernych kumpli, tysiące fanek i świat, który stoi dla mnie otworem. Pewnie zapytacie, dlaczego nie wspomniałem o drugiej połówce, cóż... na razie takowej nie posiadam, ale moim obiektem westchnień jest Daeil. Tak, właśnie mój kochany braciszek. Dopiero niedawno to do mnie dotarło, ale nie żałuję. Lepiej późno, niż wcale, prawda? Gdyby nie on, pewnie teraz kisiłbym się w jakimś biurze z głową między stosami papierów. Gotowałbym się jeszcze w czarnym garniaku, a po mieście chodziłbym z również czarną teczką i porządnie zawiązanym krawatem. Na szczęście, uniknąłem tego, za co jestem mu naprawdę wdzięczny.

Rozdział drugi ->

6 komentarzy:

  1. Ten shot jest inny i od razu zaznaczam,że mi się podoba. Wspomnienia to fajna forma przekazania uczuć bohatera plus jeszcze jego perspektywa. Mam lekki niedosyt, bo mam wrażenie jakby coś tam dalej miało być- ale to znów jest kwestia otwartych zakończeń :3 To że obiektem jego westchnień stał się brat jakoś mnie nie zdziwiło,a nawet ucieszyło(?)-wiem,wiem jestem dziwna. W końcu to starszy brat był cały czas przy nim i mu pomagał.JA to normalnie chciałabym jakiś ciąg dalszy hehe :3 No nic pozdrawiam i życzę weny,
    Yume

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, na początek musisz mi wybaczyć moje zamotanie w komentowaniu i to, że nie skomentowałam poprzedniego posta, ale zwyczajnie o nim zapomniałam. Ale za to jestem tutaj.
    Tak więc słuchaj.
    Wiesz co mi się spodobało najbardziej? W tym ff nie ma żadnych podtekstów wiążącym się ze smutem. Ostatnio prawie wcale nie czytam smutów - nie wiem, może to przesyt, czy coś? Nie znam bohaterów, bo na BTS też się nie znam, ale strasznie podoba mi się to, jak przedstawiłaś Rapmona. I ten wątek z braciszkiem, boże cudowne. Tylko wiesz... brakowało mi takiej jakiejś jednej najmniejszej oznaki bliskości między nimi typu: 'przytul, pocałuj' ale nie przejmuj się, takie już są yaoistki.
    Także no. Szot bardzo przyjemny, nieźle się go czytało, tylko kurczę brakowało mi tego zakończenia, co będzie z nimi, jak spotkają się po latach.
    WEŹ NAPISZ DRUGĄ CZĘŚĆ. ;___;'
    nie no dobra, idę się zamknąć.

    Także tyle z mojej strony. Będę od teraz komentować inne posty, wybacz, za mój nieogar. >>

    ~ Krisu. *:

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, nawet nie wiesz, jak mi się podoba ten shot! Jest naprawdę świetny, choć nic takiego nic się w nim nie wydarzyło. Było to coś innego, takie oderwanie się od wszelkich innych historii. Bardzo przyjemnie mi się go czytało. Zakończenie jest najlepsze! Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, aczkolwiek wydawało mi się, iż nie zakończy się to jakimś ogromnym happy endem. I wiesz co? Tak, jak koleżanka wyżej, chcę drugą część! Proszę, proszę, proszę! Zrób to dla nas i napisz, okay? Haha, dobra. Nie będę Cię męczyć. Czekam na kolejne opowiadania Twojego autorstwa. Pozdrawiam! :) x

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy czytam jakiekolwiek opowiadania, w głowie tworzę sobie plan komentarza, aby takowa wypowiedź była spójna, logiczna i opisywała wszystko chronologicznie. Przy dłuższych opowiadaniach nawet spisuję wszystko na kartce: m.in pytania do autora, niedociągnięcia w treści itp, itd. Dzisiaj również tak było. Pod koniec zadałam sobie pytanie: "A gdzie tu jest yaoi". A Ty w paru ostatnich zdaniach przekonałaś mnie, że ta opowieść znajduje się na swoim miejscu. Mimo tego że chłopak nie znalazł zrozumienia od rodziców, doskonale dał sobie radę. Nie jestem fanką związków kazirodczych, ale ten jest w pełni naturalny. W prosty i dostępny sposób przekazałaś rzeczywistość niejednego nastolatka. A to jest ogromny plus. ;) Mimo że oznaczyłaś to opowiadanie jako "oneshot", to miłą chęcią przeczytałabym dalszy ciąg relacji tych braci. Czy ta miłość przerodzi się w coś większego?
    W każdym razie pozostaje mi tylko czekać na Twoją decyzję odnośnie kontynuacji. ;)
    ~Shadow

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety faworyzowanie jednego dziecka jest bardzo częste w rodzinach. Doskonale znam ten ból, ponieważ to moja siostra zawsze była tym oczkiem w głowie rodziców. Wszystko co złe to ja. To co dobre - ona. Również pragnęłam akceptacji i przede wszystkim uwagi rodziców. Ich słów pochwały, dlatego doskonale rozumiem naszego bohatera. W chwili, gdy odnalazł coś, z czym pragnął wiązać przyszłość jego rodzice stwierdzili, że jest to złe. Że nie powinien się tak wyróżniać od reszty i muzyka po prostu nie jest dla niego. Nie rozumiem tego. Nie rozumiem, jak rodzice nie mogą wspierać dziecka w tym, co chce robić.
    Daeil jest cudownym bratem. To naprawdę cudowne, że tak bardzo wspiera brata i okazuje mu to bez względu na to, co mówią rodzice. Próbował nawet przekonać ich do talentu młodszego brata, ale nie - przecież ich ojciec wie lepiej, w czym Rapmon będzie lepszy -,-. Cholera! Przecież to nie on przeżyje życie za niego! Niech się nie wpieprza za przeproszeniem i da dzieciakowi się spełniać! W dodatku powiedzieli naszemu bohaterowi, że ma nie utrzymywać z nimi kontaktu, bo wybrał brata. I to są niby rodzice?! Błagam! Na stos z nimi, ot i tyle. Nie cierpię takich ludzi ;/. Ale niestety rodziny się nie wybiera.
    Cieszę się, że Rap Monster spełnił swoje marzenie i do końca nie poddał się w walce o to, by robić w życiu to, w czym był naprawdę dobry. Jestem ciekawa co jeszcze szykujesz dla tego bohatera ;>.
    Część pierwsza świetna. Uwielbiam Twój styl i lekkość pisania. Czekam na nowości i zapraszam do mnie: http://rain-sound.blogspot.com/ również blog z opowiadaniami o KPOP'ie :). Dodaje do obserwowanych i pozdrawiam serdecznie. Hwaiting! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że tak późno zabrałam się za to opowiadanie. Ale wiedz, że nie jesteś pierwsza, u której komentuję po dłuższym czasie... Po prostu już tak mam. Staram się to zmienić chociaż totalnie mi to nie wychodzi. Co zrobić...
    Wracając do komentowania: 'Zauważając, jak braciszek cały poddenerwowany wychodzi z kuchni' - przeczytałam na początku 'Zauważając jak Zbyszek...' OKEJ, to ja i moje nieogarnięcie, serdecznie witamy :D
    Jeej, każdy chciałby mieć takiego brata, a przynajmniej tak podejrzewam. Naprawdę ciekawa historia, w którą się wciągnęłam. Z początku nie wiedziałam o kogo dokładnie chodzi, jako że nie jestem jakąś tam wielką fanką BTS i do końca nie znam wszystkich imion... Kojarzę tylko Jimina i Jong Kooka.
    Tak strasznie podoba mi się Twój styl pisania, bo jest zrozumiały i swobodny. I chociaż nie było dialogów to czytało mi się rewelacyjnie. Często ludzi odtrąca brak ów dialogów, bo wtedy czytanie staje się jakby wydłużone. Jednak tu zjechało się na sam koniec dość szybko.
    Jestem strasznie ciekawa co tam dalej wymyśliłaś. Postaram się zaraz doczytać przynajmniej ten drugi rozdział, którego jak na razie nie mogę nigdzie znaleźć. (tak, i tu znowu mój nieogar)
    Nasuwa mi się jedna myśl po tym co przeczytałam: Fajnie by było nie mieć dziesięcioro rodzeństwa... :D
    Hwaiting Ogórku <3

    OdpowiedzUsuń

Moderowanie komentarzy zostało wyłączone.

Tworzę dla siebie, ale publikuję dla zainteresowanych.
Drogi czytelniku, jeśli przeczytałeś, pozostaw swoją opinię, która nie tylko połechta me ego, ale i ułatwi pracę nad innymi dziełami. Dobrze jest widzieć sens prowadzenia bloga.