12.06.2013

[GTOP] Wykorzystałeś mnie.

Ta nigdy niekończąca się ciemność.
My, ludzie, wszyscy jesteśmy tacy niezdarni.

*
Być skurwielem, to naprawdę trudna sztuka.
W życiu bywały takie chwile, przez które wszystko wydawało się być bezsensowne. Czuliśmy się coraz gorzej. Nie potrafiliśmy odnaleźć się w tym okrutnym społeczeństwie, które za każdym razem uświadamiało nasze rozgoryczenie. Musieliśmy ukrywać myśli samobójcze, by nie zostać wyśmianym przez rówieśników. Rany cięte były opatrywane tym samym bandażem, bo w portfelach świeciło pustkami. I ten ból w sercu, który towarzyszył przy każdym fałszywym uśmiechu... wszystko się psuło, a życie traciło sens. 
Nazywam się Choi Seunghyun i mam dwadzieścia sześć lat. Jestem świadom, że to niedużo i jeszcze kawał życia przede mną, ale jestem zmęczony milczeniem. Jestem zmęczony tymi pogardliwymi spojrzeniami staruszek, które bez przerwy starały mi się uświadomić, że tak naprawdę niczego w życiu nie przeszedłem, że to one miały najgorzej. W końcu stare i niedołężne, a ich przeszłość nie należała do kolorowych ze względu na okres wojen. Czasy się zmieniają. Kiedyś łatwo było zarobić na wódkę. Większość pracowała na czarno i nie potrzebowała wyższego wykształcenia. Obecnie niezbędny jest papierek do wykonywania zawodu sprzątaczki. 
Nie miałem zaszczytu mieszkać w bogatej dzielnicy, wśród porządnych kolegów i koleżanek. Mimo tego - moje życie należało do tych spokojnych. Rodzice niby mnie kochali, ale do końca nie byłem do tego przekonany. Jakoś nie odczuwałem tej miłości rodzicielskiej. Czasami oberwało mi się za wylanie mleka na stół czy nieodrobienie pracy domowej. Nienawidziłem się uczyć i wszystkie zadania domowe robiła moja siostrunia, która była oczkiem w głowie naszych rodziców. 
Bodajże od dziewiętnastego roku życia zacząłem się tak na poważnie interesować muzyką. Wszystko zaczęło się od bitwy raperów, na którą przypadkiem trafiłem. Wracałem wtedy z imprezy, która niestety, ale zakończyła się szybciej, niż oczekiwano. Kolega zapomniał, że jego prawni opiekunowie wracali wcześniej z pracy. Porażka. 
Wchodząc do wypełnionego po same brzegi ludźmi namiotu, zdjąłem szybko czapkę. Przez ten tłum zrobiło mi się gorąco i nie chcąc niepotrzebnych problemów, rozpiąłem jeszcze skórzaną kurtkę. Po przeanalizowaniu terenu i znalezieniu wolnego miejsca, czym prędzej udałem się w jego kierunku. Usiadłem na jednym ze schodów i poprawiłem opadającą na oczy grzywkę. Potrafiła irytować, ale za nic nie zamierzałem jej ściąć. Była częścią mojego buntowniczego wizerunku. I kiedy obróciłem głowę, dostrzegłem znajomą mi twarz. Był to chłopak, najprawdopodobniej rówieśnik lub rok młodszy ode mnie. Dość często mijaliśmy się na szkolnych korytarzach, ale nigdy nie doszło do wymiany zdań. Gdy chciałem zagadać, zwinnie mi uciekał. Trudno jednak było zapomnieć o jego zaczepnym spojrzeniu, którym mnie bez przerwy obdarowywał. Tym razem również nie mogło być inaczej. 

Nie chcę tego słuchać, nie odzywaj się do mnie.
Nie mów mi, co mam robić.

Z rozmyślań wyrwał mnie znajomy głos. Czym prędzej przeniosłem swoje spojrzenie z wolnego już miejsca na scenę, na której stał właśnie on - Jiyong. Chłopak poprawił swój czerwony płaszcz i przeczesał palcami czarną czuprynę, która zresztą zawsze była w nieładzie. Prezentował się naprawdę nieźle, ale i tak większą uwagę skupiłem na wyczekiwaniu kontrataku Smoka. Zniecierpliwiłem się, gdy przez chwilę słyszałem tylko muzykę. Zagryzłem wargę. Co on kombinował?

Nie śmiej się ze mnie, to nie jest nowe. 
Spróbuj mnie pokonać. 
No dalej, czy to wszystko na co cię stać? 
Pożałujesz, że kiedykolwiek się ze mną zmierzyłeś.

Nim się zdążyłem obejrzeć, w sali rozbrzmiały głośne krzyki i wiwaty. Zapewne niechcący zostałem szturchnięty w ramię przez mężczyznę, który podniósł się z szanownych czterech liter. Chciał mu jeszcze głośniej kibicować, a ja wciąż siedziałem w miejscu. Nie wiedziałem, co się stało. Nie przypuszczałem, że Kwon byłby zdolny do przebywania w takich miejscach, a co dopiero do brania udziału w rozgrywkach. Czegoś takiego się nie spodziewałem, bo w końcu w szkole prezentował się inaczej. Wydawał się być porządnym chłopakiem, który nawet nie myślał o niczym innym, jak nauce. Nie zmieniło to jednak faktu, że na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech, gdy ręka Smoka została podniesiona przez organizatora w geście zwycięstwa. 
Wyszedłem z namiotu jako jeden z pierwszych i poprawiłem kołnierz kurtki, którą również zapiąłem. Zrobiło się chłodno i jakoś tak nieprzyjemnie. Nie chodziło o pogodę, ale tak nie wiem, w tamtym momencie moje ciało obiegł nieprzyjemny dreszcz, jakby na znak, że niebawem miało się wydarzyć coś strasznego. 
Zatrzymałem się przy pasach i wyciągnąłem z kieszeni swój telefon, chcąc włączyć ulubioną piosenkę. Uniosłem jedną brew, gdy zorientowałem się, że najczęściej słuchaną piosenką była jakaś sielanka mojej już wcześniej wspomnianej siostrzyczki. Zmarszczyłem czoło. A skąd ona miała dostęp do moich rzeczy? W szczególności, że to nie był pierwszy raz. Pamiętam, jak dawno temu ziomeczki dorwały moją komórkę i dla żartu zaczęli przeglądać galerię. Nie zapomnę tego śmiechu i plotek odnośnie tego, że byłem gejem, bo nosiłem przy sobie foty półnagich mężczyzn. Przezabawne, naprawdę. 
Po skasowaniu ostatniej, znienawidzonej piosenki, przełączyłem na jedną ze swoich ulubionych i wszedłem na pasy, gdy przed oczami mi coś mignęło. Niestety, ale nie było to zielone światło, a blask lamp jadącego prosto we mnie samochodu. Na szczęście wyszedłem z tego cało i to za sprawą człowieka, o którym wcześniej myślałem. Gdyby nie on, dziś zapewne siedziałbym na wózku inwalidzkim lub, co gorsze, wąchał kwiatki od spodu. Ale może nie byłoby to takie złe? 
Mieszkanie Smoka należało do tych przytulnych, słabo oświetlonych i dobrze zadbanych. Wszystko miało ręce i nogi, i nawet, jak przejechałem palcem po jednej z szafek, nie dostrzegłem grama kurzu. Byłem godny podziwu, bo sam nie potrafiłem zadbać o porządek. Mój pokój wyglądał, jakby przeszło po nim tornado - porozwalane ubrania, pootwierane szafki, z których wystawały zniszczone książki. Tak żyłem i było mi z tym całkiem dobrze.
Usiadłem na jego w miarę wygodnym łóżku i zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Oprócz stojącej w rogu, zaraz przy drzwiach gitary, nic interesującego nie przykuło mojej uwagi. No może do momentu, w którym pojawił się Jiyong. Usiadł tuż obok i zaczął opatrywać drobne zadrapania na twarzy i dłoniach. Robił to z takim skupieniem, że siłą rzeczy powstrzymywałem się przed wypowiedzeniem kilku słów. Nie chciałem wyjść na niewdzięcznika zwłaszcza, że pozwolił mi u siebie przenocować. Zdziwił mnie taką propozycją i to właśnie przez nią zapomniałem zapytać o powód, dla którego mi pomógł. Nie wydawało mi się, by uczynił to bezinteresownie. No i źle zrobiłem, że zapomniałem, bo z samego rana poprosił mnie o pieniądze, które akurat miałem przy sobie.
Następnego dnia w szkole, Kwon bez przerwy się do mnie uśmiechał. Starał się nawet zagadywać, ale pozostawałem niewzruszony. W końcu jeden wieczór nie mógł od tak zmienić naszej relacji. I gdy tak szedłem sobie do klasy na kolejne zajęcia, niespodziewanie zostałem szarpnięty za ramię i przyparty do ściany nieopodal toalet. Pamiętam, że się nawet słowem nie odezwałem.
- No nie mów, że ci się nie podoba - odezwał się chłopak, gdy zmniejszył pole mojej ucieczki. Wtedy też poczułem jego dłonie na pasku spodni i się nieco poddenerwowałem. Nie byłem gejem i szczerze mówiąc miałem obsesję na punkcie kobiet z obfitymi dekoltami. - Potrzebuję pieniędzy - dodał, nim oparł jedną z dłoni o ścianę, do której wręcz przylegałem. I dlaczego jeszcze nikt nas nie zauważył? 
- Nie mam. Oddałem wszystko, co miałem - przyznałem szczerze i wzruszyłem ramionami, będąc obojętnym na jego czyny, bo i tak nie mógł mi nic zrobić. Byłem nieostrożny i nim się zorientowałem, poczułem jego usta na swoich. 
Kolejnego dnia poszedłem za tłumem pod tablicę ogłoszeń. Myślałem, że wywiesili informację o dniach wolnych czy innych rzeczach, które powinny mnie zainteresować. Zamiast tego mym oczom ukazały się zdjęcia, na których było dwóch całujących się mężczyzn. Nic szczególnego, w końcu byłem tolerancyjny, ale gdy się przyjrzałem, krew się we mnie zagotowała. To nie byli mężczyźni, to byli uczniowie liceum, do którego uczęszczałem. I to właśnie ja byłem na tych zdjęciach. Oczywiście, że twarzy Kwona nie było widać, co dało mi do zrozumienia, że to on stał za tym wszystkim. Chciał mnie upokorzyć, dlatego mnie pocałował i choć od razu go odepchnąłem, było już za późno. Zacząłem się zastanawiać, kim był Kwon Jiyong? 
Pod wpływem zdenerwowania zerwałem wszystkie zdjęcia i na całe szczęście wyszedłem ze szkoły. Pomogli mi w tym koledzy, którzy jakoś niespecjalnie zainteresowali się danym zajściem. Znali mnie na tyle dobrze, by w to wszystko nie uwierzyć. Udzielili mi wsparcia, za co byłem im stokroć wdzięczny. W końcu nie wiedziałem, co mogłem zrobić pod wpływem negatywnych emocji. Smok mnie oszukał. Nawiązał ze mną kontakt, wcześniej obserwując. Następnie pożyczył pieniądze, których zapewne nie miał zamiaru oddać. Aż westchnąłem z bezradności, gdy opadłem na łóżko. 
Przez najbliższe dni nie chodziłem do szkoły. Po prostu przesiadywałem w domu i na siłowni, rozmyślając nad tym wszystkim, co się wydarzyło. Nie bylem bogaty, więc dlaczego to właśnie mnie wybrał na cel? I na co były mu potrzebne te pieniądze? Od myślenia zaczynała mnie już boleć głowa, ale wiedziałem jedno - musiałem się na nim odegrać. Nie mogłem sobie pozwolić na takie traktowanie. 
Słuchałem muzyki i wolnym krokiem szedłem w stronę miejsca, w którym tak naprawdę wszystko się zaczęło. I miało też zakończyć. Chciałem dostać swoje pieniądze i przy okazji upokorzyć chłopaka, o którym tak naprawdę nic nie wiedziałem. Do teraz nie potrafię sobie wybaczyć swojej naiwności i dziecinnego zachowania. Jak mogłem zaufać obcej osobie i sugerować się tylko tym, że udzieliła mi pomocy? Ten wypadek mógł być ustawiony, więc... eh, byłem wściekły i wciąż jestem, gdy tylko sobie przypomnę jego zbyt idealną buźkę. 
Znajdując się w środku, usłyszałem głos skurwiela, którego tak bardzo nienawidziłem. Wygrywał raz za razem, co mnie coraz bardziej denerwowało. Chciałem w końcu pokazać, gdzie jego miejsce, więc jak tylko nie mieli kogo wziąć, wbiegłem szybko na scenę i wystawiłem stanowczo dłoń po mikrofon. Ludzie się na mnie dziwnie spojrzeli, ale miałem wywalone. Bardziej skupiłem się na zdziwionym Smoku, który nie wiedział, co się działo. Po chwili, wszyscy zgromadzeni zaczęli równo i rytmicznie klaskać.

Wracaj do nauki, wynoś się stąd.
Wracaj do swoich rodziców, idź i poproś ich o więcej pieniędzy.
Po prostu idź, wynoś się.

Usłyszałem, kiedy w moje ręce trafił upragniony mikrofon. W jego głosie wyczułem jakąś dziwną nutę niepewności, która jednak bardzo mnie usatysfakcjonowała.

Zamknij oczy i zważaj na słowa.
Stoisz tam, ale jesteś nikim.
Rapujesz, jak zepsuty samochód.
Posłuchajcie mojego rapu. 
Nie znam ciebie, ani twoich złamanych marzeń.
Nie wiem, nie muszę wiedzieć dokąd zmierzam.
Nie myśl nawet, że mnie znasz, mylisz się.

Posłałem mu zwycięski uśmiech, kiedy wyczułem w nim jeszcze większą niepewność. No tak, nigdy by się tego po mnie nie spodziewał. W końcu mnie nie znał. Tamtego wieczoru wszystko się zmieniło. Wygrałem. Zrobiłem to o czym marzyłem. Zniszczyłem Jiyonga. Od tamtej pory już nie pojawił się na scenie, a ja mogłem się cieszyć coraz to większą popularnością, szacunkiem i niezłym zarobkiem.
Na uczelni też się wszystko pozmieniało. Ludzie zaczęli patrzeć na mnie inaczej. Zapomnieli o tych kompromitujących zdjęciach. Po prostu zacząłem od nowa. Jednak z czasem zaczęło mnie to wszystko męczyć. Kiedy musiałem, odpowiadałem na powtarzające się z dnia na dzień pytania. Wszyscy rozmawiali tylko o tym, jak pokonałem ich wielkiego Kwon Jiyonga. Irytowało mnie to. Naprawdę, miałem już tego dość.
Miłość jest do dupy. Happy endy nie istnieją. Przynajmniej nie w moim przypadku. Od samego początku wiedziałem, że nie będę miał zajebistego życia, ale nawet nie przypuszczałem, że może być aż tak źle.
Po przemyśleniu, co chciałem robić i znalezieniu ciekawej oferty, wyjechałem za granicę. Zrozumiałem, że chciałem się poświęcić tylko i wyłącznie muzyce. Nie chciałem robić niczego innego poza nią. Niestety, kiedy się przeniosłem do innej szkoły, pojawiły się kolejne problemy.
I have a crazy dream, one of a kind.
Naprawdę myślałem, że to był tylko jeden z tych moich dziwnych snów, ale to była chora rzeczywistość.
Idąc korytarzem nowej szkoły, co jakiś czas uśmiechałem się do uczennic, które aż piszczały na mój widok. Byłem nowy, w dodatku przystojny. Zmieniłem swój image, bo przefarbowałem włosy na biało i zacząłem je czesać ku górze. Jednak, jak się później okazało, nie ja jedyny miałem takie powodzenie.
Kiedy tak sobie szedłem, przez przypadek szturchnąłem kogoś w ramię. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że chłopakiem, na którego wpadłem był sam Jiyong. Widząc podobny identyfikator i ten chytry uśmieszek na jego twarzy, już wiedziałem, że moje życie jest do bani.

3 komentarze:

  1. Po pierwsze cieszę się,że w końcu dodałaś shota! Po drugie uwielbiam to,że wszystko jest pisane z perspektywy TOP'a <3 Ten wstęp o życiu całkiem trafny, bo nie jest tak znów kolorowo jak niektórzy to przedstawiają. Po trzecie to zakończenie jest boskie, tyle niedomówień i... wszystko się może zdarzyć! Trochę szkoda,że własnie nie wiadomo co się w tej nowej szkole zdarzy,ale zakończenie jak najbardziej mi się podoba! Co by tu jeszcze... A! Wykorzystanie piosenki mega plus! I w dodatku się tak wpasowała! :3 No nic czekam na więcej :)
    Yume

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Top'a i to, że jest pisane z jego perspektywy. Super shot ;d /Rin

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakochałam się w tym, naprawdę. Jejku, pierwsze kilka minut po jego przeczytaniu siedziałam z otwartymi ustami, nie wierząc, iż to było tak dobitnie realistyczne. W pewnym momencie zastanawiałam się, czy to nie zdarzyło się naprawdę. Później tylko uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło. To było genialne. Świetna perspektywa TOP'a. Ach! No po prostu cud, miód! Zakończenie zwaliło mnie z nóg. Jeszcze bardziej się tym jarałam. Później cały czas myślałam o tym. Co się mogło zdarzyć, a co nie. Tak wiele nie zostało powiedziane. Kocham takie zakończenia, gdzie czytelnik może sam sobie dopowiedzieć. Jesteś moim mistrzem, tyle powiem. Czekam na więcej Twojej twórczości.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Moderowanie komentarzy zostało wyłączone.

Tworzę dla siebie, ale publikuję dla zainteresowanych.
Drogi czytelniku, jeśli przeczytałeś, pozostaw swoją opinię, która nie tylko połechta me ego, ale i ułatwi pracę nad innymi dziełami. Dobrze jest widzieć sens prowadzenia bloga.