20.07.2013

[BTS, 2/6] Marzenia.




Poprawiłem swój czarny podkoszulek z dość jaskrawym logiem zespołu i spojrzałem w stronę gromady ludzi, uśmiechając się czarująco. W tamtym czasie miało miejsce nasze już drugie spotkanie z fanami, podczas którego mogli z nami porozmawiać o wszystkim i niczym. Uwielbiałem takie atrakcje, a jeszcze bardziej uwielbiałem, gdy zasypywali nas niezastąpioną atencją. 
- Proszę, piękna - powiedziałem, oddając kartkę wraz z długopisem przeuroczej dziewczynie, która wręcz się rumieniła na mój widok. To był już ostatni etap spotkania, który polegał na rozdawaniu autografów i ewentualnym przyjmowaniu prezentów od fanek. Nie byłem materialistą, ale nie potrafiłem się doczekać tych niespodzianek. Każda z nich była wyjątkowa i uświadamiała mi, że jednak istniała bezinteresowność w czynieniu dobra. 
Anyway.
Niemalże od razu rozwaliliśmy się na wygodnych kanapach, kiedy nasze stopy przekroczyły próg studia. Westchnąłem głęboko, gdy w końcu mogłem rozluźnić mięśnie i choć na chwilę odpocząć. Kilka godzin stania i przemawiania bywało męczące, ale wszystko miało swoją cenę. Szczerze wierzyłem, że z każdym kolejnym dniem miało być tylko lepiej. Szkoda, że byłem tak głupi. 
- Fukuzawa! - usłyszałem krzyk Sugi, który zaczął wymachiwać rękoma przed telewizorem. Westchnąłem zażenowany i rozchyliłem bardziej powieki, chcąc zrozumieć, co się wydarzyło. Uniosłem brew. 
- To Koshikawa, kretynie - poprawił go Jin, który z butelką wody usadowił się na oparciu sofy. 
- To nie moja wina, że są tak do siebie podobni - westchnął i więcej się już nie odezwał, bacznie obserwując kolejne zagrywki siatkarzy. 
Trochę się podniosłem i opierając o kanapę, poszedłem w jego ślady, przyglądając się grze Japończyków. Mieli niezłe zagrania i o ile dobrze pamiętałem, to grali przeciwko Kanadzie. Kto wygrał? Cóż... to mało istotna informacja. 
Przeciągnąłem się lekko i z powrotem rozłożyłem na kanapie, zakładając jedną nogę na drugą. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, głęboko w sobie skrywając nadzieję, że to był koniec męczarni w tym upale. Od kilku dni nie potrafiłem spokojnie zasnąć, przez co szybciej się męczyłem i potrafiłem nawet pomylić tekst piosenki. Budziłem się zalany potem, ale nawet tabletki nasenne nie potrafiły odegrać swojej roli. Oczywiście, że nikt nie wiedział o moich problemach, bo nie czułem takiej potrzeby. Zawsze zwalałem to na lenistwo, a czasem i przepracowanie. Każda wymówka była dobra, dopóki działała. 
Staliśmy w dwóch dwuosobowych grupach na zielonej polanie. Otaczały nas kolorowe kwiaty, na niebie widniały nieskazitelnie błękitne chmury i jaskrawe słońce, które dawało mi po oczach. Zdarzyło się, by i ptak przeleciał nam nad głowami, świergocząc. Żyć i nie umierać, bo rodzina w komplecie, a zażyłe rozmowy z bratem zawsze dawały mi dużo frajdy. Niestety, ale to właśnie wtedy na horyzoncie pojawiła się jakaś dziewczyna. Zaczęło mi się robić strasznie duszno, nie do końca wiedziałem, co się wokół mnie działo. Straciłem grunt pod nogami i jedyne, co mogłem wtedy dostrzec, to ciemność. Nic nie znacząca ciemność.
Potem to już budziłem się z krzykiem i ciężko oddychałem. Było mi strasznie gorąco a do tego czułem się ociężały. Z rana bolały mnie wszystkie kości i nie miałem na nic sił. To wszystko powtarzało się każdego dnia już od dłużącego mi się tygodnia. Mimo, że nie wierzyłem w prorocze sny, do tego akurat miałem złe przeczucia. W końcu chodziło o mojego brata, najważniejszego człowieka w moim życiu.
- Kim Namjoon.
Potrząsnąłem głową, gdy jakby przez mgłę usłyszałem głos Jimina. Trzymał średniej wielkości pudło, jak się okazało, dla mnie. 
- Od kogo? - spytałem zdziwiony, dopiero rozumiejąc, co się wokół mnie działo. Odetchnąłem z ulgą, ale zaraz też zmarszczyłem brwi, gdy usłyszałem, że przesyłka nie posiada danych nadawcy. 
- Czyżby jakaś fanka? - zaczepił mnie V, uśmiechając się zadziornie. 
- A może to jakaś staruszka, która bała się podejść na spotkaniu? - oznajmił ciszej Suga, ale to i tak nie powstrzymało nad przed salwą śmiechu. Chciałem nawet dodać kilka groszy od siebie, ale wtedy niespodziewanie wszedł szef. 
Myślałem, że tamten wieczór miałem już dla siebie, ewentualnie dla znajomych. Mężczyzna powiedział, że naszym obowiązkiem było stawienie się przed salą, w której zazwyczaj ćwiczyliśmy choreografie. 
Przed wyjściem z sali wypoczynkowej, paczkę z prezentem położyłem na biurku, nieopodal monitora komputera. Wychodząc, wyłączyłem telewizor i zgasiłem jeszcze światło. Jakie było moje zdziwienie, gdy po zamknięciu drzwi dostrzegłem, jak Dooly czekał na mnie z włożonymi w kieszeniach dłońmi. Cóż... skinąłem mu tylko porozumiewawczo głową i poszliśmy do sali prób. Nie rozumiałem skąd ten pośpiech, skoro szefunio pojawił się dopiero po kilku minutach.
- A co wy tu jeszcze robicie? Już, migiem! - zaklaskał dość dziwacznie w dłonie i posłał nam uśmiech, który naprawdę nie wróżył niczego dobrego. Z zimną krwią spojrzałem na kolegów z zespołu i zacząłem się kierować w stronę szatni. W końcu nie miałem zamiaru wracać przepocony do domu.
Z głośnym westchnieniem udałem się do szatni, gdzie dostrzegłem leżące dla nas ubrania. Uniosłem nieznacznie brew, ale już bez zbędnych słów zacząłem się przebierać. Jak się później okazało, naszym zadaniem było nakręcenie wersji tanecznej do piosenki No More Dream. Czasami nie rozumiałem ludzi i ich chorych pomysłów, bo przecież music video było również kręcone w wersji tanecznej. Czyżby aż tak bardzo mieliśmy rozpieszczać naszych fanów? 
Przed rozpoczęciem nagrywania wraz z kolegami chwilkę się rozgrzałem. Nie chcieliśmy niepotrzebnych kontuzji, a u mnie z tym było akurat łatwo. Nie byłem najlepszy w tańcu i bywały momenty, w których się tego wstydziłem. W końcu miałem niesamowity rap, a tu taki problem z wykonaniem kilku prostych ruchów. Koledzy się nawet śmiali, że byłem trochę sztywny i ciekawiło ich, jak to sobie radziłem z kobietami. Nawet nie odpowiadałem, nie chcąc niepotrzebnych konwersacji na temat mojego życia seksualnego. 
Kiedy w pomieszczeniu zjawił się szef z kamerą, podnieśliśmy swoje cztery litery i ustawiliśmy się do rozpoczęcia nagrania. Szło nam całkiem nieźle, jak zwykle zresztą. Byliśmy wyjątkowi i zawsze zgodni. Większość rzeczy robiliśmy wspólnie i w ten sposób żyło nam się lepiej. Skąd czerpaliśmy inspirację? W jednym z wywiadów powiedzieliśmy, że naszym głównym wzorem do naśladowania jest właśnie Big Bang. Chcieliśmy być tacy, jak oni i robiliśmy wszystko, żeby tylko im zaimponować. Czasami odnosiłem nawet wrażenie, że nasze ruchy były trochę desperackie.
Nie żeby coś, ale postarałem się i dałem z siebie te przysłowiowe sto procent. Dobrze wiedziałem, że czekało mnie jeszcze dużo pracy w dorównaniu kumplom z zespołu w sferze tańca, ale na ten dany moment byłem z siebie zadowolony.
Chciałem już wrócić do domu, bo nie ukrywałem swojego zmęczenia. Przed nagraniem ledwo żyłem, a tuż po nim czułem uginające się pode mną nogi. Ale mimo tego dałem się namówić na wspólny prysznic. Nasze tematy z zwykłego obgadywania koleżanek i faworyzowania ich krągłości zmieniły się na mnie, co skomentowałem głośnym prychnięciem. Zawsze to robili, zawsze. Zawsze musieli się uczepić tego, że nikogo nie miałem, że nie wyrwałem jeszcze panienki. Trochę mnie to denerwowało, bo mówili o mnie, a sami nie mieli nic ciekawego do powiedzenia, jeśli chodziło o ich miłosne życie. Nie wziąłem jednak pod uwagę tego, że mogli dzielić ze mną ten sam problem - zakochać się w niewłaściwej osobie.
Wychodząc spod prysznica, wokół bioder zawiązałem biały ręcznik. W szatni siedziało już kilku ziomków, więc dosiadłem się do nich, opierając dłońmi po bokach i nieco odchylając głowę. Westchnąłem i spojrzałem na jeszcze mokrą klatkę piersiową. Skrzywiłem się i przechyliłem nieco w bok głowę, chcąc rozluźnić mięśnie, ale nie pomogło. 
- Ale się relaksujesz, stary - zaśmiał się Jin, zajmując miejsce tuż obok mnie. Podniosłem się leniwie i bez zbędnego komentarza zacząłem się wycierać. Usłyszałem za sobą ciche westchnięcie i wtedy ukradkiem na niego spojrzałem. Uniosłem brew, gdy przed nosem pojawił się mój telefon. - Dzwonił. Nie odebrałem - skomentował krótko i wyszedł, zostawiając mnie samego z swoimi myślami. Dlaczego pomyślałem, że obserwował moje ciało, które przeważnie było skryte przez materiał spodni? Aż potrząsnąłem głową, chcąc szybko o tym zapomnieć. 
Szybko się ubrałem i za zapięciu paska, zarzuciłem na siebie czarną, jak smoła kurtkę. Zabrałem torbę i sięgnąłem jeszcze po telefon, którego postanowiłem odłożyć na brzeg ławki. Szybko wyszedłem i prawie, że zderzyłem się z młodszym od siebie chłopakiem. Przewróciłem oczami i razem z nim skierowałem się w stronę wyjścia z wytwórni. Wtedy też przypomniałem sobie o prezencie, który dzisiaj dostałem. Posłałem chłopakowi przepraszające spojrzenie i wróciłem się do sali, w której niechcący zasnąłem. Nieco się wzdrygnął na wspomnienie koszmaru, który nieustannie mnie nawiedzał i nie chcąc dłużej o tym pamiętać, zabrałem paczkę i skierowałem się za głosem Jimina.
Przed pójściem spać, zobaczyliśmy jeszcze z dwie zagraniczne, bardzo zabawne zresztą komedie. Tak się świetnie bawiłem, że nawet nie zauważyłem, jak ten czas szybko zleciał. Nim się obejrzałem, było już grubo po północy. Przymknąłem na chwilę powieki nie dowierzając temu, że miałem taką sklerozę. Prawie opuściłem wytwórnię bez paczki, a chwilę później zapomniałem oddzwonić do braciszka. 
Zajmowałem miejsce na swoim łóżku i przeglądałem wiadomości, ale gdy mi się to znudziło postanowiłem obczaić galerię. Mimo wcześniejszego zmęczenia jakoś nie potrafiłem zasnąć, co było przezabawnym doświadczeniem. Kiedy miałem ciężko pracować, wolałem marudzić o zmęczeniu i pójściu spać, a gdy już w końcu miałem na to okazję, to wolałem robić wszystko, niż oddać się w objęcia Morfeusza. Przygryzłem dolną wargę i nie myśląc o tym dłużej, zamknąłem okienko z galerią i włączyłem te z ostatnimi połączeniami. Wybrałem numer brata i po prostu do niego oddzwoniłem. 
Miałem świadomość, że Daeil był naprawdę ociągającą się osobą, więc wykorzystałem ten czas na wygrzebanie się z łóżka i wyjście na balkon. Nie zapomniałem o bluzie, którą zarzuciłem sobie na ramiona. 
- Yoboseyo.
- Yo, braciszku. Czego chciałeś? - zapytałem od razu, nie zwracając uwagi na jego zaspany głos. 
Lubiłem te czasy, kiedy chodziłem do szkoły muzycznej. Mieszkałem wtedy z bratem, więc tak właściwie niczego mi nie brakowało. No, ale nic nie trwało wiecznie. Na jednym z występów zostałem wyłapany przez prezesa wytwórni i zaciągnięty na przesłuchanie. Po tym wszystkim, udało mi się zostać trainee. Wszystko poszło gładko i to tak, że do dnia dzisiejszego nie potrafiłem w to uwierzyć. Mimo poznanych ludzi, czułem się samotny i to chyba była największa zmora nowego życia. Nie miałem czasu dla brata, który się o mnie naprawdę martwił. Cały czas powtarzał, że mam się oszczędzać i za dużo nie pracować, ale czy mogłem inaczej? 
Wymamrotał coś pod nosem na temat późnej godziny i chyba się przeciągnął. Uśmiechnąłem się pod nosem i poprawiłem trochę rozczochrane włosy. 
- Od kiedy chodzisz tak szybko spać? - wyszeptał, nie chcąc za bardzo unosić głosu. W końcu w każdej chwili mogłem obudzić chłopaków, a tego nie chciałem. Nie odpowiedział na pytanie, tylko poinformował mnie o daniu mi kilku minut na ogarnięcie się. Mimo, że rozmawialiśmy przez telefon, byłem w stanie usłyszeć nie tylko podnoszącego się z łóżka Daeila, ale i kobiecy głos, który mnie zaniepokoił. Chwilę później moim ciałem wstrząsnął gniew i przygryzłem wargę na tyle mocno, że pociekła z niej krew. 
- Co powiesz na spotkanie? - westchnął i chyba ponownie się przeciągnął. Wtedy też zacząłem się uspokajać, bo możliwe, że się po prostu przesłyszałem. Mogło nie być u niego kobiety. - Moglibyśmy spokojnie pogadać. No chyba, że moja gwiazdeczka nie ma czasu - dopowiedział, cicho się śmiejąc. Zmarszczyłem brwi.
- Nie jestem twoją gwiazdeczką, bracie - odpowiedziałem niemalże od razu i zamilkłem na chwilę. W głowie pojawił się mój kalendarz i wtedy sobie uświadomiłem, że zmieniłem się na tyle, że nie mogłem już od tak spotkać się z swoim rodzeństwem, jednocześnie najważniejszą osobą w moim życiu. Aż potrząsłem głową. - Jutro, około dwunastej.
- Będę. 
Omówiliśmy jeszcze kilka szczegółów dotyczących jutrzejszego spotkania i żegnając się z nim, po prostu się rozłączyłem. Mimo wszystko wciąż nie miałem ochoty na sen. Bałem się, że przez ten koszmar ponownie będę się wałkował na łóżku. Przez nieprzespane godziny miałem jakieś urojenia, które mnie naprawdę przerażały. Mogę nawet powiedzieć, że przerastały. Wyobrażałem sobie coś, co w ogóle nie miało sensu. Byłem wykończony, więc po kryjomu sięgnąłem po paczkę papierosów i ponownie wyszedłem na balkon, przemyśleć kilka spraw. 

5 komentarzy:

  1. wcale nie jest zły! Jest wspaniały :) Nawet poczułam się nieco zazdrosna, kiedy przeczytałam kobiecy głos XD Rap Mon i Daeil forever!!! XD Masz ekstra styl pisania, czyta się gładko i miło, więc BŁAGAM napisz jak najszybciej kolejny rozdział. Muszę się dowiedzieć, co dalej !!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, jak Ci już pisałam na gadu, bardzo mi się podobał rozdział. Troszeczkę narzekasz, że Ci nie wyszedł, a wyszedł Ci bardzo dobrze. Początek jest taki zwyczajny i przyjemny, ale najlepsze jak mówiłam w tym był sen oraz końcówka. Podczas czytania tego jego koszmaru, szczerze powiem, że miałam lekkie ciarki, a na sam moment, kiedy bracia rozmawiali ze sobą przez telefon, jakoś tak miło mi się zrobiło na serduszku i sama nie wiem czemu.
    Przez Ciebie zaczynam się powoli wkręcać w rytmy BTS, ale czuję, że przede mną długa droga by ich poznać (tak samo, jak miałam z EXO), ale bardzo mi się podoba piosenka No more dream, o której wspominałaś. Ale to tylko tak swoją drogą.
    A co do samego opowiadania dalej, to pisz mi następną część bo czekam i czekam na to, co stanie się między braćmi. ;__;
    Pisz pisz pisz, bo mamusia się nie może doczekać. *:

    Pozdrowienia, Krisu. *:

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje,że mi wybaczysz że dopiero teraz to przeczytałam i komentuję... taa skleroza nie boli :( Co do rozdziału to nie wiem na co narzekasz, mnie sie osobiście podobał, bo szybko się czytało i powiedziałabym miło,ale ten koszmar brr... Wyszedł świetnie! Chyba za bardzo się w niego wczułam. Intryguje mnie ten kobiecy głos i dziewczyna ze snu. A juz myślałam,że miedzy braćmi będzie love story,a tu jakaś panienka no, no.. :) Podoba mi się też relacja miedzy chłopakami z zespołu,aż miło się takie coś czyta,czy wyobraża :3 No teraz tylko czekam na kolejną część. Czyżby straszy chciał przedstawić swojemu młodszemu swoją dziewczynę?^^ No nic to życzę dużo weny i czasu na pisanie, mistrzu! :)

    Pozdrawiam, Yume ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam ten blog do Liebster Award. Więcej tutaj http://teledyskiazja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, zabierałam się za ten rozdział z wielką radością, bo poprzedni był fantastyczny. Jak się okazało, nadal mam banana na ryjcu :D
    Ło tyle się tu dzieje, ale to git, bo lektura się nie nudzi. Trochę tajemnicza ta część. Szkoda, że Monster nie poszedł do sali komputerowej... Coś tam się działo na bank :D Hahaha! Już go sobie wyobraziłam na swój sposób: Chłopak wchodzi do sali, patrzy na jedno z biurek, zauważa wielkiego zielonego ogórka, bierze go i wychodzi. Tak. To ja, Kotori xD
    No nic. Czemu zawsze wszystkie opowiadania wydają mi się krótkie? Chciałabym znać na to pytanie odpowiedź. Może mi pomożesz? :> (czyt. zielona emotka z gg)
    Nie no nie wytrzymam, lecę do trzeciej części. Mam nadzieję, że będzie równie wciągająca jak ta.
    Muszę wymyślić jakieś ogórkowe pożegnanie... Chociaż chwila... Nie, Ty wolisz banany :>

    OdpowiedzUsuń

Moderowanie komentarzy zostało wyłączone.

Tworzę dla siebie, ale publikuję dla zainteresowanych.
Drogi czytelniku, jeśli przeczytałeś, pozostaw swoją opinię, która nie tylko połechta me ego, ale i ułatwi pracę nad innymi dziełami. Dobrze jest widzieć sens prowadzenia bloga.