1.02.2014

[GTOPDae] Samotność duszy.



1.

Samotność duszy.
Rozmyślając nad wszystkim tym, co się wydarzyło przez ostatni miesiąc, zajmował miejsce w fotelu w dość przytulnym, bo przede wszystkim w ciemnych barwach, z licznymi akcesoriami salonie. Był smutny, jakby zmęczony życiem, ale najgorszym w tym wszystkim było jednak to, że po prostu nie potrafił się powstrzymać. Na scenie wciąż był tym samym G-Dragonem - panem idealnym i profesjonalistą z ogromnym poczuciem humoru, ale wśród bliskich z pogodnego, wesołego i właśnie cieszącego się życiem artystę zmieniał się na tego wiecznie przygnębionego, zdołowanego i mającego nawet myśli samobójcze. On sam nie wiedział, dlaczego aż tak bardzo się zmienił. Był świadomy tego, że to, co robił nie było w ogóle rozsądne, ale nie potrafił inaczej. Zmienił się na gorsze i do dnia dzisiejszego nie potrafił sobie z tym poradzić.
Życie jest do niczego, ale powinniśmy cieszyć się każdym dniem i traktować go tak, jakby był tym naszym ostatnim. Tak naprawdę nie wiemy, kiedy będziemy musieli odejść i zostawić tych, którzy nas naprawdę kochali. Przeważnie bywało tak, że nie zdążyliśmy sobie powiedzieć tych kilku, ale jakże ważnych słów, bo zwlekaliśmy z nimi do ostatniego momentu. Czasem zabrakło nam odwagi, żeby powstrzymać się przed czymś lub, wręcz przeciwnie, zabrakło nam sił i czasu do tego, żeby osiągnąć to, czego tak naprawdę chcieliśmy. Nigdy nie było tak, jak miało być. Nigdy nie było i nie będzie, a więc po co żyć? Jiyong tego nie wiedział, nie widział sensu swojego istnienia, mimo że miał prawie wszystko. Jedynym, czego brakowało mu do szczęścia była druga połówka, której mógłby poświęcić całe swoje życie. Za każdym razem, kiedy chciał dobrze, wychodziło źle. Nie wyszło mu z Tabim, a każdy kolejny związek był katastrofą. Mimo, że był profesjonalistą, to nawet nie potrafił wybrać odpowiednich kwiatów na wieczór. Kwon Jiyong się zepsuł.
Westchnął cicho i przymknął oczy. Przechylił nieco w bok głowę i skrzywił się nieznanie, gdy poczuł, jak coś strzeliło mu w karku. Dłonią zaczął powoli rozmasowywać sobie obolałe miejsce, ale grymas z jego twarzy nie znikał. Jiyong ostatnio bardzo mało czasu spędzał na siłowni, a więc w ogóle nie ćwiczył, co na dobre mu nie wyszło. Wszystko go bolało, a jego kondycja spadła. O wiele szybciej męczył się na koncertach i dość często miał zawroty głowy.
- Ji! - do salonu wbiegł uradowany blondyn, którzy rzucił się na swojego obolałego hyunga, krzycząc z uradowaniem jego imię. Kwon jęknął przeciągle, gdy poczuł go na sobie i usłyszał głośny śmiech tuż przy uchu. Daesung zawsze miał dobry humor. Nieważne, co by się działo, on zawsze potrafił pocieszyć. Uśmiech z jego twarzy w ogóle nie znikał - za każdym razem był szeroki i szczery. Cieszyło go to bardzo, bo mieć takiego człowieka pod swoją opieką, to naprawdę ogromny zaszczyt. Kiedy było mu źle, on przychodził i był. - Przepraszam - wyszeptał i spojrzał na lidera, wciąż się uśmiechając. 
- Nie masz za co - chłopak uśmiechnął się sztucznie i wtulił w niego, potrzebując tego, mimo że tak naprawdę niczego nie czuł. Nawet, jak blondyn objął go mocniej. Jiyong stał się bezuczuciowym draniem, zepsutym liderem.
- Napijesz się czegoś? - spytał po chwili milczenia. Daesung był już zmęczony, ale nie mógł tego po sobie pokazać. Zdecydowanie bardziej wolał tego wesołego, nieźle stukniętego Jiyonga, bo z takim można było na luzie pogadać i powygłupiać się, a tak to musiał uważać na każde słowo. Ciężko się z nim żyło.
Ji oderwał się od niego i skinął twierdząco głową. Dae wstał z jego kolan i po posłaniu liderowi lekkiego, jakby zachęcającego uśmiechu, poszedł do kuchni. Jiyong również wstał i udał się za nim, robiąc to jednak po chwili.
W kuchni było nienagannie czysto. Nieważne, jak fatalnie Ji się czuł, u niego zawsze panował porządek, bo miał na jego punkcie cholerną obsesję.
Oparł się tyłem o blat i westchnął cicho, przymykając oczy. Na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech, który miał świadczyć o zadowoleniu z przyjścia przyjaciela. 
Nagle można było usłyszeć trzask szkła. 
- Ty się uśmiechasz! - stwierdził bardzo inteligentnie zaskoczony Dae, stojąc tuż przed stłuczonym naczyniem, które jeszcze kilka sekund temu tkwiło w jego bladej dłoni.
- Zniszczyłeś mi szklankę - westchnął i pochylił się nad nią, żeby posprzątać. Bez przemyślenia zaczął zbierać ostre kawałki szkła.
- Skaleczysz się! - ostrzegł go blondyn, ale najwidoczniej za późno, bo Jiyong syknął cicho, gdy poczuł, jak coś boleśnie rozerwało mu skórę. Rana była głęboka, ale Ji nie tym się przejął. Poczuł, jak zrobiło mu się gorąco, jakby znowu zaczął czuć. 
Daesung spojrzał na niego z przerażeniem, robiąc się cały blady. Nienawidził tego widoku, jak i tego, gdy jego ukochany hyung cierpiał.
Chłopak odłożył z hukiem butelkę na blat i sięgnął po apteczkę, która znajdowała się w jednej z górnych szafek. Wyjął z niej jeden z większych plastrów i z bólem w oczach znowu spojrzał na swojego hyunga, który wciąż się nie ruszał. Dae podszedł do niego powoli i żeby go nie spłoszyć, ostrożnie położył mu dłoń na ramieniu.
- Ji - oznajmił spokojnie. Musiał się z nim obchodzić, jak z małym dzieckiem. W takim stanie Kwon reagował zbyt agresywnie i nie było wiadomo, kiedy tak naprawdę mógł wybuchnąć. Taeyang dużo z nim na ten temat rozmawiał, jednak bez widocznego efektu. Jiyong zawsze go wysłuchał. Nie zamykał się w pokoju, nie wychodził również z domu, kiedy ten do niego przychodził. Po prostu siedział z nim i słuchał bardzo uważnie, tylko że nie potrafił zrozumieć. Nikogo nie potrafił. Nikt nie mógł mu przemówić do rozsądku, bo w końcu to on sam wiedział wszystko najlepiej. 
Jiyong po chwili uniósł swoją głowę i spojrzał na niego zagubiony. Zbierało mu się na płacz, ale nie chciał tego. Nie przy osobie, która najbardziej się o niego martwiła. Powstrzymywał się przez dłuższy czas. Starał się, wmawiał sobie, że wszystko już dobrze, ale nie wyszło. Zaczął płakać i się trząś. Miał ochotę znowu to zrobić. Pragnął sprawić sobie jeszcze więcej bólu za to, jak Choi przez niego cierpiał. 
Dae przyciągnął go szybko do siebie i mocno przytulił. Zaczął go lekko kołysać i szeptać mu do ucha uspokajające słowa, samemu nie czując się najlepiej.

2.

Chłopak westchnął cicho i oparł się bokiem o ścianę. Było mu źle. Nic mu nie pomagało. Nawet papierosy. Jiyong stwierdził, że już nic mu nie pomoże. Czuł cholernie bolesną pustkę w sercu, która z każdym kolejnym dniem wykańczała go coraz bardziej. Nie chciał już żyć, bo nie miał dla kogo. Najważniejsza osoba w jego życiu go zostawiła, nie chcąc znać. W sumie, to Ji nie powinien mieć do mężczyzny pretensji. Sam zawinił, ale nie potrafił się powstrzymać. Bardzo go to bolało, ale nie mógł cofnąć czasu i wszystkiego naprawić. Okropnie się z tym czuł.
Ktoś zapukał do drzwi.
Kwon nawet nie spojrzał w stronę wejścia do pokoju, bo dobrze wiedział, kto za chwilę się pojawi. To Daesung był z nim tamtej nocy, kiedy czuł się naprawdę źle. Nie chciał go zostawiać samego, dlatego też zadzwonił do swojej dziewczyny i powiedział jej, że zostaje z Ji. Chłopak nawet nie wiedział, jak ona zareagowała. Daesung nie chciał o tym mówić, ale mógł przypuszczać, że źle, czyli tak, jak Ji tego nie chciał.
Ciche zamknięcie drzwi.
Jiyong wpatrywał się w krajobraz za oknem. Był środek listopada. Za oknem panował półmrok. Co jakiś czas mógł się przyjrzeć ciepło ubranym przechodnim, którzy pewnie wracali z pracy. Na ich twarzach widniały uśmiechy i to pewnie dlatego, że cieszyli się na ponowne spotkanie z ukochaną osobą. Ji kiedyś też tak robił. Nieważne, ile czasu spędzał z nim w wytwórni, bo chciał być ciągle przy nim. Zawsze i wszędzie. Nie chciał go opuszczać, ale przez swoją głupotę stracił na zawsze. Choi Seunghyun nie był już jego chłopakiem. To był koniec ich wspaniałej miłości i wspólnych chwil, o których Jiyong na pewno nigdy nie zapomniał. Nie chciał zapominać.
- Przyniosłem kolację - powiedział z lekkim uśmiechem. Przygotował mu coś do zjedzenia, bo nie chciał, żeby chłopak chodził głodny i ciągle się martwił. Kwon od zawsze był chudy, ale przez ten stres i ciągły brak apetytu wyglądał o wiele gorzej, niemalże jak kościotrup. 
- Nie musiałeś - westchnął cicho Jiyong. 
- Nie "nie musiałeś", tylko zjedź coś w końcu - powiedział, niemalże błagalnie. D-Lite położył tace na szafce tuż przy łóżku starszego o rok od siebie chłopaka i odruchowo przytulił się do jego pleców. Ji drgnął, kiedy poczuł go tak blisko. - Proszę, zrób coś z sobą w końcu - jego głos się załamał. Jiyong przymknął swoje oczy i oparł głowę o ścianę. - Wiem, że go kochałeś, ale proszę, świat się na nim nie kończy - objął go mocniej. - Nie potrafię dłużej patrzeć na to, jak cierpisz - po jego policzkach spłynęły łzy bólu i cierpienia, które odczuwał razem z okaleczającym się Jiyongiem.
Lider wyrwał się z jego objęć i spojrzał na niego. Był zdenerwowany. 
- Świat się na nim nie kończy?! - do jego oczu napłynęły kolejne łzy tęsknoty. - To ty chyba nie wiesz, co to znaczy kochać! - krzyknął i zgniótł swoje pięści. Przymknął mocno swoje oczy i przygryzł dolną wargę, która po chwili stała się cała czerwona. - Ja go naprawdę kochałem - powiedział płaczliwie i dał upust swoim emocjom. Zaczął płakać, a jego ciało osunęło się po ścianie. Usiadł na zimnej podłodze i skulił się, mocno obejmując zgięte nogi, a czoło oparł o kolana. Łzy ciekły mu strumieniami.
Daesung po raz kolejny widząc, co się z nim działo, pokręcił z niedowierzaniem głową i zrobił krok w tył. Kiedy tylko jego dłonie odnalazły za nim ścianę, osunął się po niej przerażony. Wiedział, że wszystko zepsuł. Powiedział za dużo. Zawinił i bardzo dobrze o tym wiedział. Kiedy Ji cierpiał, on też. W końcu go kochał. Bardzo mocno i szczerze. Ji mylił się, kiedy powiedział, że Dae nie wiedział, jak to jest kochać. Bardzo się pomylił. Dae cierpiał dlatego, że Ji myślał tylko o Tabim. Zamierzał mu już wiele razy powiedzieć o tym, co do niego czuł, ale nie chciał zepsuć ich relacji. Chciał, żeby był szczęśliwy i wolał siedzieć cicho, niż znowu coś spieprzyć. Czasem lepiej było coś przemilczeć, niż powiedzieć za dużo. 
- Przepraszam - wymamrotał roztrzęsiony Daesung.
- Dlaczego? - spytał cicho starszy chłopak, nie podnosząc jednak głowy.
- Co dlaczego? - zdziwił się i spojrzał na niego. Westchnął próbując nie odwrócić wzroku. Serce go bolało bardziej, kiedy widział chłopaka w takim stanie. 
- Kochasz mnie? - spytał prosto z mostu, mimo że nie było to dla niego łatwe. Jiyong czuł to już od pewnego czasu, ale udawał, że nie widział. Dopiero po tym, jak Tabi go zostawił zrozumiał, jak bardzo to bolało. Chciał się dowiedzieć prawdy, ale się bał. Nie wiedział, jak Dae mógł zareagować - mógł go wyśmiać, albo przyznać rację. Wiedział jednak, że nie mógł już dłużej z tym zwlekać. Po prostu musiał go o to zapytać. 
- Kocham cię, Jiyong.
Ji podniósł swoją głowę, kiedy usłyszał jego głos tuż przy sobie. Dae objął jego twarz dłońmi i spojrzał na niego wciąż kalnym wzrokiem. Po chwili pocałował go długo i czule. Ji jednak nie odwzajemnił pocałunku.

3.

Zamknął się w łazience, a klucz wrzucił do kosza. Lubił tu przebywać. Ściany były obłożone białymi kafelkami, podłoga panelami, również białymi. Zwisająca z sufitu czarna lampa oświetlała te niewielkie pomieszczenie, w którym chłopak przez ostatni czas przesiadywał bardzo często. Dlaczego? Uważał, że połączeni bieli z krwistą czerwienią jest naprawdę piękne.
Jiyong już od ponad dziesięciu minut był sam w domu, bo Daesung wyszedł na małe zakupy. Lodówka świeciła pustkami i blondyn doszedł do wniosku, że w końcu trzeba byłoby kupić coś do zjedzenia. Bał się zostawić go samego. Chciał nawet zadzwonić po Taeyanga, czy maknae, żeby zrobili za niego te zakupy, albo, żeby przyszli i przypilnowali Ji. W ostatniej chwili się rozmyślił, bo chciał sam się nim zająć. Pragnął robić dla niego wszystko. Marzyło mu się, żeby chłopak odwzajemnił jego uczucia, ale wiedział również, że to było niemożliwe. W końcu Jiyong był zakochany po uszy w Seunghyunie, co zaczynało go już powoli irytować. Choi w ogóle się nim nie przejmował. Nikogo nie zapytał, jak się czuł, co z nim. O nic nie pytał, a kiedy tylko któryś z nich wspomniał o Ji, on wychodził lub zajmował się czymś innym.
Z jego gardła wydobyło się już kolejne syknięcie. Nie, Jiyong nie lubił się okaleczać. Robił to tylko dlatego, żeby sprawić sobie jak najwięcej bólu za to, jak Tabi musiał przez niego cierpieć. Był na siebie cholernie zły. Z każdym dniem coraz bardziej żałował tego, co zrobił. Chciał, żeby było, jak dawniej, ale wiedział, że nie mógł. Sam wszystko zepsuł i sobie na to zasłużył. Ból to jedyne, co czuł.
- Jeśli ty, to i ja? - wysyczał. Cały się trząsł z nerwów. - Nienawidzę cię, Dae! - niemalże krzyknął i z całej siły uderzył dłonią w ścianę. Jiyong zapomniał się i jego cała dłoń zaczęła krwawić. Mocno ściśnięta żyletka pocięła mu skórę, a krew obficie wylewała się z jego ran. Przesadził. Jiyong uważał jednak, że na to zasłużył. Zbyt mocno go kochał, żeby mógł żyć normalnie. Owszem, chciał widzieć szczęśliwego Tabiego, ale tylko i wyłącznie u swego boku. Chciał go mieć dla siebie, a to, jak ostatnio zobaczył go z jakąś dziewczyną było okropne. Poczuł, jak jego serce po raz kolejny rozpadło się na miliony kawałów, a łzy cisnęły mu się do oczu. Znienawidził samego siebie. To już nie był ten sam G-Dragon. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze Daesung. Obiecał mu kiedyś, że zawsze będą razem. Na dobre i złe. Tymczasem prawda wyszła na jaw. Zakochał się w nim, przez co Jiyong zaczął się o to wszystko obwiniać. Już nie mogli być najlepszymi przyjaciółmi, którzy wyznawali zasadę: jeśli ty, to i ja. Już nie mogli.
- Co ty tu robisz? - spytał zdziwiony Daesung. Z szeroko otwartymi oczami patrzył na siedzącego na krawędzi chodnika Seunghyuna. Starszy chłopak otarł łzy, przetarł zaczerwienione oczy i po kolejnym poprawieniu grzywki, wstał i spojrzał na niego mniej pewniej, niż na przykład w wytwórni. Był zagubiony. Nie wiedział, co robić. Tak bardzo za nim tęsknił. Pragnął go znowu przytulić i powiedzieć mu, jak bardzo go kochał. Żałował tego wszystkiego. Chciał go przeprosić i błagać o wybaczenie. Wiedział, że nie powinien odchodzić, ale nie potrafił inaczej. Cholernie tego wszystkiego żałował i chciał jak najszybciej naprawić. Potrzebował Jiyonga, bo bez niego był nikim. Nie potrafił normalnie żyć. 
Seunghyun wzruszył bezradnie ramionami.
- Chciałbym go znowu zobaczyć - przyznał i pochylił głowę. Było mu źle. Wiedział, że wszystko zepsuł, ale pragnął naprawić. Pragnął porozmawiać, ale nie wiedział, że to już za późno. Na wszystko było już za późno. 
Blondyn poczuł, jak coś ukuło go w sercu. Zacisnął mocniej dłonie na uchwytach siatek i zmarszczył brwi. Musiał pomyśleć. Miał dwie opcje. Wpuścić go albo kazać się wynosić. Kochał Jiyonga i chciał go mieć tylko dla siebie, ale pragnął również jego szczęścia. Jiyong kochał Tabiego, więc... po dłuższej chwili wahania zdecydował się go jednak wpuścić. Niestety, ta chwila trwała zbyt długo.
Kwon przymknął swoje oczy. Jego oddech stawał się coraz słabszy. Czuł, jak jego ciało opadało z sił i chcąc się uchronić przed upadkiem, dotknął dłonią najbliżej stojące lustro. Oparł się plecami o ścianę i jęknął z bólu. Z podenerwowania uderzył mocno głową w płytki za sobą i zagryzł wargę. Zaczęło powoli do niego docierać, jakim był idiotą. Robił same chore rzeczy i ciągle się nad sobą użalał. Mógł w końcu sam do niego zadzwonić i coś zdziałać. W końcu był Jiyongiem, który nigdy się nie poddawał. No właśnie, był. 
- Jiyong! Do jasnej cholery, otwieraj! - Daesung szarpał mocno za klamkę drzwi do łazienki. Wiedział, że to niczemu dobremu nie wróżyło. Żałował, że zostawił go samego. Przecież mógł po nich zadzwonić i teraz pewnie spokojnie przygotowywałby obiad. Krzyknął i szarpnął mocniej.
- Odsuń się! - rozkazał Seunghyun i kopnął z całej siły w drzwi. Zamek puścił, a oni mogli już wejść do pomieszczenia, w którym śmierdziało krwią. Seunghyun zasłonił usta dłonią i rozszerzył swoje oczy. Nie wierzył, że to działo się naprawdę. Nie mogło! Wszystko było z krwi. Umywalka, wanna, ściana i podłoga. Jednak najgorszy był krwawy ślad dłoni na lustrze. Jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, zrobiło mu się słabo na ten widok. Nie mógł uwierzyć w to, że to wszystko działo się przez niego. Przeniósł swój wzrok niżej i kiedy zobaczył, jak Dae kuca przy jego byłym chłopaku i usłyszał, jak do niego krzyczy, w końcu się otrząsnął. Wyjął szybko telefon i wykręcił numer na pogotowie. 
Daesung w tym samym czasie krzyczał, niemalże wrzeszczał do Ji. Nie wierzył w to, co się działo. Przecież nie mógł tak szybko umrzeć. Był młody, a życie stało dla niego otworem. Nie mógł ich tak zostawić. Bez niego już nie będą zespołem. Nie będą rodziną.
Jiyong nie reagował na jego wrzaski i dotyk.
Seunghyun wygrzebał z szuflady ręczniki i rzucił je blondynowi. Musieli jakoś zatamować krwotok, dopóki nie przyjechała karetka. Musiał zrobić coś, żeby mogli na nowo żyć. Pragnął Jiyonga mieć przy sobie. 
Z podenerwowania trzęsły mu się całe dłonie, a na jego czole pojawiły się krople potu. Jednak wiedział, że musiał mu pomóc. Po prostu musiał zrobić wszystko, żeby Jiyong żył. 
Uklęknął szybko obok lidera i zabierając jeden ręcznik, obwiązał nim mocno pocięte ręce. Przyciągnął jeszcze mocniej i zawinął w supeł. Daesung patrzył na niego z ogromnym zdziwieniem.
- Do jasnej cholery, rób coś! - wrzasnął Choi i spojrzał na blondyna karcącym wzrokiem. Był wkurzony, bo tylko siedział i patrzył się na niego, jakby nie wiedział, co robił. Jednak to była prawda. Seunghyun nie wiedział, co miał robić. Modlił się, żeby karetka przyjechała na czas. Nie dopuszczał do siebie myśli, że Jiyong mógł umrzeć. 

4.

Pikanie kardiogramu.
Seunghyun siedział przy łóżku chłopaka i trzymał jego chłodną dłoń. Nie zostawił go nawet na chwilę. Ciągle przy nim siedział. Co jakiś czas patrzył to na jego rany, to na spokojną, pogrążoną w śnie twarz. Wierzył, że ten sen nie będzie trwał wiecznie. Jiyong miał do kogo wrócić. Seunghyun wciąż go kochał i pragnął być przy nim już na zawsze. Tylko Jiyong dawał mu tyle szczęścia. Nikt inny nie był dla niego tak ważny, jak właśnie Kwon Jiyong,
Uniósł szybko głowę, kiedy ta niespodziewanie opadła mu ze zmęczenia. Od trzech dni w ogóle nie spał. Nie potrafił spokojnie zasnąć, kiedy nie był pewny tego, że z Ji wszystko w porządku. Ten ostatni miesiąc był najgorszym w jego życiu. Nie potrafił normalnie żyć. Udawał, że wszystko w porządku, ale kiedy tylko wracał do domu, siadał na łóżku i ze łzami w oczach wpatrywał się w włożone w ramkę zdjęcie, na którym był jego kochany Jiyong i on sam. Przytulali się, a swoimi mimikami twarzy pokazywali, jak byli szczęśliwi. Bardzo za nim tęsknił, a każda sekunda bez Ji była dla niego katorgą. Żałował, że od razu do niego nie zadzwonił. Nie wiedział po co się wahał. Przecież mógł napisać, mógł zrobić wszystko, ale się bał. Tak cholernie tego żałował i wiedział, że do końca życia sobie tego nie wybaczy. 
Pozostała trójka z zespołu siedziała na krzesłach w holu, tuż przed salą, w której leżał Jiyong. Każdy się o niego martwił i to nie tylko dlatego, że był ich liderem. Kwon Jiyong był dla nich cholernie ważną osobą, bez której tak wiele nie osiągnęliby. To właśnie on był dla nich wzorem. Szanowali go bardziej, niż kogokolwiek innego. 
Daesung siedział pochylony, a twarz miał zasłoniętą przez złączone ze sobą dłonie. Był załamany, bo wiedział, że to wszystko stało się właśnie przez niego. Jednak najważniejsze było dla niego to, żeby Seunghyun nie dowiedział się o tym, jakim uczuciem obdarzył jego ukochanego. Nie chciał znowu wszystkiego zepsuć, dlatego też postanowił się pogodzić i dać im spokojnie żyć. Zależało mu na szczęściu Jiyonga i nie miał zamiaru tego niszczyć. Poza tym, miał już dziewczynę. Myślał, że jak sobie jakąś znajdzie, to mu przejdzie, ale się mylił. Przez ten ostatni miesiąc martwił się o niego jeszcze bardziej. Jednak dzięki niemu zrozumiał, że powinien dać sobie spokój i w końcu znaleźć kogoś, kto go bezgranicznie pokocha. Postanowił zachowywać się tak, jak wcześniej, przed tym wszystkim.
Po wielu męczących godzinach, Kwon Jiyong w końcu się obudził, a pierwsze co zobaczył, to łzy szczęścia swojego ukochanego, o którego miał zamiar zadbać najlepiej, jak tylko potrafił. Tym razem nie zamierzał odpuścić. Tym razem postanowił być numerem jeden.

Nikt nie wie o moim sercu, o tym, że chcę wyglądać jakbym się uśmiechał, ale się nie uśmiecham,
kiedy patrzę na Ciebie, kiedy patrzę na Ciebie,
widzę, że płaczesz, miłość jest bolesna, bardziej bolesna,
kiedy patrzę na Ciebie, kochanie, spójrz na mnie.
~ G-Dragon - Window

10 komentarzy:

  1. Wyszło, bardzo wyszło! Jak już Ci mówiłam wcześniej, shot jest cudowny, kocham <3 I też dziękuję <3

    ~ Mokra Dommie

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze, mało sobie nie wydrapałam oczu kiedy zobaczyłam, że jest jakaś piosenka Ji o której ja nie wiem xd. Ale bardzo się cieszę, że dzięki tobie już jestem świadoma :) Kocham Twój styl pisania. Tak jak sama napisałaś - tworzysz historie, które mają w sobie to coś i za to je uwielbiam. I nie zgadzam się z tym, że ta tego czegoś nie ma. Owszem ma, swój urok i bardzo mi się podoba. Miło jest mieć tę świadomość, że jest taka Blackey, która pisze wspaniałe historie o człowieku, którego podziwiam odkąd go zaczęłam go słuchać.
    Co do opowiadania to tak jak już wspomniałam kilka razy jest cudowne. Z resztą kocham wszystko co Twoje :) I swoją droga muszę nadrobić to czego jeszcze nie czytałam (a akurat mi się kurna ferie skończyły...).
    Nigdy wcześniej nie czytałam GDae - nawet nie wiedziałam, że to da się czytać xd Mimo że ich obu uwielbiam, to jednak osobno :D W sensie nie razem w tym drugim sensie xd. Pomimo tego było mi szkoda Dae, jednak widać, że naprawdę kochał Ji skoro chciał, żeby on po prostu był szczęśliwy.
    Już myślałam, że będzie śmierć i łzy powoli zaczęły mi wychodzić z oczu (tak wiem, że to nieładnie napisane) i ta cała krew i zmasakrowana łazienka i to ciągłe insynuowanie, że Seunghyun przybył za późno to po prostu były zbyt wielkie emocje. Ale patrzę na dół - o jeszcze jest dużo tekstu pod spodem czyli będzie żył. I od razu głęboki oddech i ulga.
    Kiedy Jiyong otworzył oczy i zobaczył Tabiego - serce mi rozmiękło ♥
    Dużo weny życzę :) I oby jak najmniej tych 3-miesięcznych przerw :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Shot smutny,ale z happy endem i to mi się właśnie podoba :) Nawet już nie pamiętam kiedy ostatni raz czytałam jakieś GTOP, jakoś nie było czasu.. Aż miło do tego wrócic i to w takim stylu. Życzę weny na kolejne notki i czasu na ich zrealizowanie :)
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. W koncu po namysleniu i licznym przeczytaniu tego oneshota postanowilam napisac kilka slow. Jak zwykle po twoich opowiadaniach mam metlik w glowie. I nie rozumiem dlaczego piszesz ze ci nie wyszlo i tsk pesymistyczynie podchodzisz. Daj nam, twoim czytelnikom ocenic twoja prace, a nie od razu ja przekreslasz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale przyznam się, że zapomniałam. Tyle nauki na co dzień, że nie sposób ogarnąć wszystkiego. No ale cieszę się, że w końcu mam trochę czasu i nadrobiłam tego one shota.
    Uwielbiam takie tematy, a naprawdę świetnie Ci one wychodzą. Zawsze potrafisz oddać klimat całej historii i przez to czyta się strasznie przyjemnie. Chociaż same poczynania Dragona były już mniej radosne. Trochę się mu dziwię, że jednak nie zrobił nic w kierunku uratowania jego związku z Tabim. No ale każdy przeżywa rozterki na swój sposób, a widać, że Dragon to już szczególnie boleśnie ich doświadcza. Biedny Daesung się zakochał bez wzajemności. To smutne, bo Dragon dalej go nie dostrzegł, nawet jeśli jego ukochany sprawił mu przykrość. Ja bym już chyba nie chciała być z kimś, kto odszedł ode mnie. Może zwróciłabym więcej uwagi na kogoś, kto naprawdę darzy mnie jakimś sensownym uczuciem. No ale znowu - każdy jest inny.
    To całe okaleczanie się to świetna sprawa. I żeby nie było - tylko w opowiadaniach, bo na żywo wcale tak nie jest. Krew jakby odesłała wszystkie smutki i cierpienia w las i pojawił się tylko ten cielesny ból. Z dwojga złego lepiej tą stroną. Totalnie mi się ta cała historia spodobała, bo jest naprawdę bardzo dobra!
    Szkoda, że nie było Cię tak długo, bo tęskniłam :'< Mam nadzieję, że teraz będziesz częściej coś dodawać i wena przybędzie! Tego Ci życzę, duuuuuuużo weeeny~
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  6. Shit, no nie wierzę, no po prostu nie wierzę. Jak mogłam dopiero teraz się o tym cudzie dowiedzieć?! Co rusz tu zaglądałam z nadzieją, że wpadnie mi coś nowego, a jak przez chwilę mnie nie było, to BUM! Nie rób mi tak więcej, bo jesteś jedną z dwóch osób, których opowiadania wielbię, czczę i kocham. ♥ Czekam z niecierpliwością na coś więcej, weny i chęci życzę, bo wiem, jak to jest, jak są pomysły, a pisanie ciężko idzie!

    ~ Sarasil

    OdpowiedzUsuń
  7. nominowałam cię do Liebster Award. Więcej informacji tutaj:
    http://obsession-equos-love.blogspot.com/2014/03/jeej_23.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowałam cię do Liebster Award ^^
    więcej info tutaj: http://teledyskiazja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Moderowanie komentarzy zostało wyłączone.

Tworzę dla siebie, ale publikuję dla zainteresowanych.
Drogi czytelniku, jeśli przeczytałeś, pozostaw swoją opinię, która nie tylko połechta me ego, ale i ułatwi pracę nad innymi dziełami. Dobrze jest widzieć sens prowadzenia bloga.